– Ale co jeszcze jest ważne – i w twoim przypadku tak się stało – dobrze jest mieć mistrza, lub przynajmniej osobę, która w ciebie uwierzy jak Ljubo. Zwykle nie mamy czasu dla młodych.
– To wielka prawda. Myślę, że po prostu miałem szczęście. On był tak bardzo godny zaufania, cierpliwy. Przecież robiłem wiele błędów.
Myślę, że nie ma czegoś takiego jak „doskonały reportaż”. Nawet jeśli robimy, co w naszej mocy, coś idzie nie tak. Kiedy sięgam pamięcią do moich wczesnych prac, cóż…trudno być zadowolonym.
– Ale przecież wkrótce po tej konferencji zdobyłeś Prix Italia, czyli najważniejszą nagrodę w radiowym świecie.
– To była wielka niespodzianka dla mnie i dla mojego radia. Ostatni raz ta nagroda trafiła do nas trzydzieści pięć lat wcześniej.
– Czyli to było drugie Prix Italia dla Chorwackiego Radia?
– Tak, w kategorii dokument. To był rok 2008 a tytuł pracy brzmiał „Leon i Kata”. Historia miłosna dwojga bezdomnych. Ona była starsza – miała wtedy 42/43 lata on 25. Kiedy ich spotkałam, byli już razem. Zauważyłem, że prowadzą ze sobą poruszające rozmowy, cały czas się kłócą. W tamtym czasie z ciekawości wędrowałem po mieście w poszukiwaniu historii, „polowałem na ludzi”. Bardzo interesowali mnie bezdomni. W owym czasie mieszkało ich w Zagrzebiu około pięciuset. Niektórych znałem. Miałem około 40./50 nagrań z ich udziałem. Chciałem zbadać jaki jest powód, że kończysz na ulicy; jak to jest w ogóle możliwe. Dla społeczeństwa, które w owym czasie przechodziło transformację, problem ten był zupełnie nowy. Bo wszyscy pochodziliśmy z innej epoki, dorastaliśmy w innych uwarunkowaniach politycznych.
Postanowiłem, że przygotuję sześć reportaży o sześciu różnych osobach; o sześciu różnych przyczynach znalezienia się na ulicy. Ale powstały tylko trzy. Kiedy spotkałem Leona i Katę, znalazłem się tak blisko nich, to się zmieniło w bardzo trudną relację; cały ten proces przez który przechodzili…Zaakceptowali mnie jako swego rodzaju mediatora. Kiedy wkraczasz w czyjeś życie głębiej i głębiej, czasami domyślasz się, co w nim znajdziesz, ale to co ja odkryłem, było naprawdę trudne, nie tylko dla mnie, ale również dla niej jako matki. To wpłynęło na jej życie, ale także na moje. Zatem była to trudna historia i później musiałem się z niej oczyścić.
– Masz na myśli wewnętrzne oczyszczenie? Kosztowało cię to zbyt wiele?
– Kosztowało…Po prostu nie spodziewałem się, że natrafię na tak przerażającą historię. Odkryłem, że została zgwałcona przez faceta, który był psychicznie chory, choć zachowywał się niby normalnie. Potem jej dziecko próbowało popełnić samobójstwo. To było coś o czym nawet matka nie wiedziała.
Pewnej nocy, gdy nagrywałem, nagle to wyszło na jaw, więc…To było nieprawdopodobne i przerażające. Dla nich i dla mnie. Bo dziecko widziało atak, który wydarzył się tamtej nocy, było świadkiem tego wszystkiego. I później wyznało, że chce ze sobą skończyć. Nigdy wcześniej nie słyszałem i nie nagrałem czegoś podobnego. Byłem zdruzgotany. A ona (Kata) była przewrażliwiona na jego (Leona) punkcie i postanowiła nie zgłaszać tego policji. Dlatego, że był bezdomny i na pewno trafiłby do aresztu..
– Gdy zaczynałeś nagrania, nurtowało cię pytanie, jak to się dzieje, że ktoś kończy na ulicy. W którym momencie zacząłeś rozumieć, dokąd ta historia cię prowadzi i jakie będzie zakończenie opowieści?
– Był taki moment, kiedy ona mu się sprzeciwiła, dała do zrozumienia, że już się go nie boi. Nie zgłosi go na policję, ale jeśli on kiedykolwiek odważy się ją skrzywdzić, ona jest gotowa się bronić. Była już gotowa walczyć o siebie i dziecko. Poczułem, że jest silna, że sobie poradzi. I nagrywałem również tę część, gdy konfrontowała się z nim, mówiąc że z nimi koniec.
– Pytam, bo dzisiaj wielu autorów – słyszę to – ma z góry zaplanowane to, co się wydarzy w reportażu. Ciebie nurtowało to jedno pytanie, ale nie miałeś planu?
– Nie, nie miałem. Tylko doświadczony autor potrafi sam prowadzić opowieść, w jakiś sposób ją reżyserować podczas nagrań. Myślę, że teraz jestem gotowy tak pracować. Ale wtedy po prostu podążałem za tym, co się dzieje.
– Ale to bardziej uczciwa droga?
– Tak, zdecydowanie! Dziś mamy tak wiele możliwości: możemy nagrywać osobę, kiedy ona o tym nie wie, nagrywać cały czas…Ale reżyserowanie zdarza się, kiedy już jesteś bardzo doświadczony. Kiedy już „odrobiłeś swoją pracę domową”: znasz się na nagrywaniu, wiesz czym jest opowieść, jak powinien wyglądać reportaż, znasz zasady dramaturgii, wiesz jak łączyć ze sobą sceny. Zdaję sobie sprawę, że gdybym dysponował tym materiałem dzisiaj, opracowałbym go zupełnie inaczej. Jestem tego pewien.
– Ale on zdobył najważniejszą nagrodę!
– W każdym razie zostaliśmy z Katą w kontakcie. Miała później kolejne problemy: z nowym partnerem, z dzieciakami i z innymi sprawami. Wiele razy chciała, abym jej pomógł. Dawałem się wciągnąć w tę relację, pomagając jej. I to jest coś, co zdarza się często, kiedy zbliżasz się do ludzi i chcesz wejść głębiej w ich życie. To nie jest takie proste…
– I ma swoją cenę…
– Tak, myślę, że tak.
– Nikica, zostając jeszcze przez chwilę przy tym reportażu. Czy nie masz wrażenia, że pokolenie młodych autorów ma opory, by przenikać do świata drugiej osoby? Może to jakiś lęk? Nie wiem…
– Zdaje się, że tak. Może są zbyt uprzejmi? Albo zadają niewłaściwe pytania? Podstawą jest prawdziwa ciekawość drugiego człowieka. I musisz mieć czas. I pokazać, że nie przyszedłeś po to, by wykorzystać jego nieszczęście, zrobić z niego spektakl. To głównie sprawa zaufania i odpowiedzialności. To bardzo ważne zagadnienie: zaprezentować historię w pełen szacunku sposób. Bo na nas spoczywa wielka odpowiedzialność. Pracujemy z prawdziwymi ludźmi, z prawdziwymi tragediami, z prawdziwymi emocjami…
– Powiem Ci, że brakuje mi tego wszystkiego. Po ostatnich festiwalach mam odczucie, że nadeszła epoka osobistych, długich narracji. Autorzy opowiadają o sobie, o swoich wujkach, babciach, ojcach…
– No tak…ludzie teraz częściej piszą o sobie. I tak pojmują dokument. Myślę, że pisanie osobistego dziennika jest ok. To może być bardzo dobra terapia. Można być w tym konstruktywnym. Ale nie jestem pewien, czy jest to dobre podejście dla dokumentalistów. Najlepiej zawrzeć w audycji rozmaite elementy. To jest piękno reportażu , który dla mnie jest formą sztuki radiowej. Gatunkiem, który perfekcyjnie pasuje do radia. Tak jak malarz ma płótna jako medium, materiałem rzeźbiarza jest kamień, tak ludzie, którzy upodobali sobie dźwięk, mają reportaż – właśnie tę formę sztuki idealnie pasującą do medium. I musimy używać wszystkiego czym dysponujemy: słów, dźwięków, muzyki, głosu. I nie powinno być żadnych restrykcji związanych z kreatywnym ich użyciem. Wydaje mi się, że od czasu do czasu pojawiają się pewne trendy w podejściu do reportażu. Zauważam, że mniej więcej od trzech lat ludzie nie tylko rozbudowują narracje, ale mają bardzo słabe nagrania. Dźwięk jest użyty wyłącznie jako ilustracja. Albo jako dostarczyciel informacji. Pamiętam moje niemiłe zaskoczenie na którejś konferencji czy festiwalu Prix Europa, kiedy w wielu audycjach występowali aktorzy, czytający spisane wywiady i odgrywający je. Zacząłem się zastanawiać, czy takie audycje można uznać za reportaż…
– W zasadzie taka audycja nie różni się od książki.
– No właśnie. Może przyczyną tego stanu rzeczy jest chęć bycia poprawnym politycznie. Ochrona danych osobowych…Cóż….