To dwudziestominutowa monolityczna opowieść, bo jedynym rozmówcą jest tu sam Oscar.
Historia przerywana jest dosłownie paroma pytaniami autorki; rozmowa przeprowadzana jest w parku – dźwięk ptaków to jest coś, co jeżeli chodzi o efekty ambientowe – towarzyszy nam prawie przez cały czas. Autorka i rozmówca-bohater siedzą na ławce w parku. Minuta po minucie trwa obieranie samego przez siebie z warstw – przez bohatera tej trudnej opowieści: słyszymy o relacji z najbliższymi, historii uzależnienia i obserwacji swojego współuzależnionego środowiska.
To swoista spowiedź. Czasami bohater wraca do podjętych już przez siebie wątków; jest też pomieszkiwanie w różnych miastach, przebywanie na różnego rodzaju terapiach czy odwykach, i opowiadanie właśnie o tym, jak trudne rodzinne (i protorodzinne doświadczenia, bo jest też mowa o rodzinie zastępczej) wpłynęły na kondycję psychiczną bohatera i na to, że stał się on osobą uzależnioną.
Największą zaletą tego reportażu jest jego aktualność w kontekście pojawiającej się w polskich mediach dyskusji: o fentanylu, o Żurominie i w kontekście najnowszych interwencji najwyższych polskich władz w tej sprawie. To ważny temat i niebezpieczne zjawisko, choć nie epidemia! (Sprawa jest medialna, ale słynny psychiatra-terapeuta Robert Rutkowski zwraca uwagę na nieporównanie większe żniwo choroby alkoholowej i uzależnienia od alkoholu). Niemniej: ta dyskusja pojawiła się i trwa… i bardzo dobrze że pojawił się w odpowiedzi na nią tego typu reportaż.
Plusem jest, że możemy przyswoić sobie taką historię osoby uzależnionej.
Natomiast… mnie osobiście nie przekonuje zazwyczaj forma taka “monolityczna” forma. Czyli w zasadzie pojedynczy głos, który
oczywiście czasami waha, załamuje, uśmiecha, śmieje… (To też jeden z mocniejszych fragmentów: kiedy bohater Oskar śmieje się sam z
siebie, że po wyjściu z jednego odizolowanego pobytu wziął narkotyki ponownie). Niemniej musimy bardzo skupiać się, chyba coraz bardziej, z każdą kolejną minutą, jeżeli jest to wyłącznie jego opowieść – przerwana tylko czasami głośniejszym śpiewem ptaków albo jakimś pojedynczym odgłosem z dworca kolejowego. To są raptem ilustracje do tego, co on opowiada.
Mam też małą awersję do zabiegu, który czasami ma miejsce w reportażach audio, i zdarza się tym razem, czyli…autor wyciągający ze swojego rozmówcy opis tego co się dzieje dookoła. Padają te zdania: że “siedzimy na ławce, dookoła siedzą ptaki na drzewach”. Wydaje mi się, że jest czasami szansa żeby to podać w lepszy sposób? Albo w ogóle tego nie mówić, bo te ptaki w tle słyszymy?
Jest też smutne pianinko i to już w drugiej minucie; i ten bliżej nieokreślony motyw kilkukrotnie nam tu wraca.
Myślę, że możnaby się pokusić o jakąś próbę oddania w warstwie dźwiękowej odmiennych stanów świadomości: tych błogich i tych
bardzo niepokojących, w których na pewno autor nie raz się znajdował. Myślęm że próba wejścia do hostelu, w którym przebywa na co dzień, w którym być może mieszkają też osoby z podobnymi trudnymi przejściami; jakaś próba większego zniuansowania dźwiękowego nawet w ramach tych ilustracji jego opowieści – wywołałaby mocniejszy efekt. Chyba taki ma być cel: żebyśmy na przykładzie tej jednostki bardziej zrozumieli emocje ,które targają osobami uzależniającymi się od tych substancji. A o zabiegi, które wymieniłem – możnaby się pokusić nawet w postprodukcji – i uczyniłyby tę historię jeszcze bardziej obrazową.
Jest też pewnego rodzaju happy-end oraz – już na samym końcu – nawiązanie do tego otaczającego dwoje rozmówców środowiska dźwiękowego.
Polecam oczywiście sprawdzić samemu, żeby wyrobić sobie zdanie.