Wyjść na plus. Dźwiękowa moc natury. Recenzja utworu Marceliny Bociek “Wyjść na zero”

„A gdyby tak przewartościować świat i zamienić konsumpcyjne pożądanie władzy, prestiżu, bogactwa czy wyższej pozycji społecznej na marzenie o… wyjściu na zero?”. Takie pytanie stawia nam autorka wyjątkowego dźwiękowego utworu, Marcelina Bociek. Śpiewająca polonistka, studentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, swoją pracą „Wyjść na zero” zdobyła wyróżnienie w czwartej akademickiej odsłonie Ogólnopolskiego Konkursu Artystycznych Form Radiowych (Toruń, 6-10.06.2022), organizowanego od 2008 roku przez Polskie Radio Pomorza i Kujaw. Znakomite grono radiowych osobowości – reportażystka Agnieszka Czarkowska i reżyserzy – Andrzej Brzoska i Henryk Rozen – przyznało  wyróżnienie Ministra Edukacji i Nauki w Akademickim Grand PIK-u  za „dźwiękową opowieść o człowieku, który w prostocie i bliskości z naturą, odnajduje swoje miejsce na ziemi”.

Na zdj. M Siwak i M. Bociek

Bohater, jego godna podziwu postawa życiowa i umiejętność przekonującego, charyzmatycznego opowiadania o swoim, dojrzałym i mądrym postrzeganiu świata niesie ten reportaż. Jednak sama, nawet najbardziej wyjątkowa biografia nie porwałaby tak słuchacza, gdyby nie doskonale zgrana z nią, wręcz symbiotyczna konstrukcja. Po pierwszych sekundach utworu stworzonego i usłyszanego na prowadzonych przeze mnie zajęciach wiedziałam – i tę opinię słyszałam później także od innych radiowców – że ta kobieta  po prostu czuje dźwięk. Myśli dźwiękiem. Ten dźwięk w utworze Marceliny Bociek  jest soczysty i smakowity. Naturalistyczny, dający organiczną przyjemność. Dla ucha i dla ducha. Reportaż, jak kontakt człowieka z człowiekiem, zaczyna się od powitania. Autorka, która słusznie uczyniła także siebie bohaterką uczestniczącą w tej historii  – wchodzi na posesję. Po krótkim zorientowaniu słuchacza, że świat przedstawiony opowieści, to jakieś przestrzenne miejsce na wsi pełne śpiewu ptaków, obie występujące „osoby dramatu” przechodzą do rzeczy – zaczynają sadzić drzewa. I przy oddanych niezwykle dokładnie i czysto, intensywnie oddziałujących na wyobraźnię i zmysły dźwiękach łopaty zagłębiającej się w ziemię, ślizgającej się po korzeniach, mężczyzna opowiada o sobie. Bohater, Dariusz Morsztyn, to – jak opisuje go autorka – „ekolog, indianista, harcerz, nauczyciel wychowania fizycznego, muzealnik, badacz kulturowy i historyczny, pszczelarz, rolnik permakulturowy, maszer, pierwszy Polak, który ukończył najbardziej północne wyścigi psich zaprzęgów. Prawie dwadzieścia lat temu wraz z rodziną, przeprowadził się do niewielkiej wsi Ściborki leżącej w najdzikszej, północno-wschodniej części Mazur. Tam ustanowił swoje państwo – „Republikę Ściborską”. Stworzył ekologiczną osadę, enklawę, w której schronienie znajdzie każda istota”.

Po dzwonku do drzwi, serdecznym „cześć”, „co robicie?”, „wstrzeliłaś się w dziesiątkę”, po krokach w trawie, w świetnie rytmicznie zgranym dialogu poznajemy filozofię życiową bohatera. Posadził w tym roku… pięć tysięcy drzew… Słowa padają wśród trelu ptaków i ujadających gdzieś w oddali  psów (wilków?). Słychać specyficzny plusk wody w momencie wyjmowania z niej sadzonek. „Sadząc drzewka nie można być wrednym chamem” – mówi pan Dariusz. Prosta, a jakże celna konstatacja. I kilka takich fundamentalnych zdań pada z ust bohatera, co bardzo ważne i dystynktywne na tle innych utworów, bohatera w działaniu. Rysunek postaci jest spójny z „dzianiem się”, wiarygodność została nadana przez akcję. Słychać kopanie, zasypywanie ziemią, słychać pochylanie się i przyspieszony od wysiłku fizycznego oddech, utrudniający wypowiadanie się. Ten człowiek robi to, o czym mówi. Nie tylko mówi, jak to bywa w wielu audialnych opowieściach. Czyż można bardziej uwiarygodnić postać? „Dlaczego sadzicie? Przecież drzew w okolicy jest mnóstwo? – pyta znajomego reporterka. „Drzewa trzeba sadzić tak samo jak się je, jak się oddycha” – odpowiada mężczyzna. „Bo one dają nam wszystko” – z ust protagonisty płyną niby oczywiste stwierdzenia, ale są one dla słuchacza jak oświecenie: – „las jest czymś idealnym,  perfekcyjnym siedliskiem, sam sobie daje radę. Daje nam drewno, czyste powietrze, i opał, i papier toaletowy”. „W stosunku do przyrody, trzeba być fair” – postuluje bohater reportażu. Wyjaśnia, że w swoim życiu zbudował domy i wycinał drzewa, musi więc uzupełnić te braki. Do momentu rozmowy zasadzili już 80 tysięcy drzew. Ma 50 hektarów ziemi  i chętnie zadrzewiłby cały ten obszar. Dzięki tym działaniom, życie jego rodziny wyjdzie na zero lub na plus w stosunku do zanieczyszczeń. Taki sposób myślenia jest, według pana Dariusza, wynikiem prostej logiki. Nie nazywa swojej postawy i działania misją, o co zapewne zapytała twórczyni audycji. Według jej bohatera, taka postawa to obowiązek, bo „człowiek jest najwredniejszym, najgłupszym i najgorszym stworzeniem jakie może być”. Protagonista kontynuuje tę myśl: „ Stwórca dając nam Ziemię, nie zakładał, że zniszczymy wszystko dookoła”. Dzięki wplecionej w bardzo naturalnie brzmiący dialog uroczej krótkiej scenie, w której do sadzących podbiega syn bohatera, przekonujemy się, że troska bohatera i czułe traktowanie nakierowane jest nie tylko na przyrodę, ale także na ludzi, tych najbliższych i najważniejszych.  I takie niewielkie, choć niezwykle znaczące rozszerzenie jednowymiarowego wątku dotyczącego życia bohatera, w wypadku tej opowieści, wystarczy.

Audycja Marceliny Bociek ma ramową konstrukcję. Na początku był dźwięk sygnalizujący wejście gościa do domu. Na koniec mamy wspaniale skrzypiący dźwięk zamykanej furtki.  Poczucie ładu, uporządkowania daje także cała klasycystyczna koncepcja dźwiękowej fabuły. Arystotelesowska jedność czasu, miejsca i akcji silniej podkreśla wagę, powagę i uniwersalizm tematu – podstaw naszej, ludzkiej bytności na tej planecie. Linearna opowieść pokazuje jak proste zasady powinny dawać nam szczęście i zapewnić dbałość o nasz wspólny dom. Dramatyzm kryje się jednak w tym jak dalecy jesteśmy od życia w zgodzie  z naturą. Tragizm zawiera się w autodestrukcji. W wielkim paradoksie i absurdzie. Chcąc się rozwijać, powodujemy zagładę Ziemi, a więc także nas samych. Nutą nadziei jest fakt, że istnieją tacy ludzie jak pan Dariusz. Humanistka znalazła humanistę, razem dają nam pokrzepienie i wiarę w człowieka, który może jeszcze się ocknąć i powstrzymać skutki własnych niepohamowanych i egocentrycznych działań.

Nadzieja, zgodnie z dobrze wykonanym formalnym zadaniem zbudowania dramaturgii,  wyraźnego początku, środka i końca, pojawia się w puencie. W finale utworu następuje mała zamiana ról, bohater niejako zamienia się w reportera i narratora – zapraszając na zasłużoną po ciężkiej pracy „herbatkę”, pyta autorkę „no jak tam, posadziłaś? I snuje, dla dwudziestoparoletniej  kobiety, i dla planety, optymistyczną wizję: „pokażesz jak babcia drzewka sadziła”…

Wokalistka weszła w świat reportażu, zaczynając z wysokiego c. Marcelina Bociek podsumowuje w poetyckim stylu swoją dźwiękową opowieść: „Żyć bez zysków i bez strat, ot, po prostu. Brać tyle, ile się dało – oddawać, ile się wzięło. Stale jednak mieć coś najcenniejszego i najważniejszego. Coś, co wbrew pozorom można po sobie pozostawić, choć nie da się tego kupić”.

Zdolna, inteligentna, wrażliwa  autorka swoją pierwszą, ale mam nadzieję nie ostatnią pracą ukazującą jej „dźwiękoczułość” nie  wyszła tylko na zero, ale zdecydowanie na plus. Wpisując się w opiewane marzenie, zostawia po sobie coś ważnego, czego nie da się kupić, a co bardzo wzbogaca i zmusza do myślenia.

Audycja do odsłuchania pod linkiem Wyjść na zero – Polskie Radio PiK

Autorką recenzji jest Monika Siwak. Zapraszamy do współtworzenia działu opinii i recenzji. Napisz: joanna@audionomia.pl

This website uses cookies

We inform you that this site uses own, technical and third parties cookies to make sure our web page is user-friendly and to guarantee a high functionality of the webpage. By continuing to browse this website, you declare to accept the use of cookies.