A jakie są największe wpadki autorów dokumentów?
Nie chcę krytykować, że ktoś coś zrobił źle tutaj czy tam. Jeśli jest coś, co mi się nie podoba, zazwyczaj ma związek z etyką zawodową, Pamiętam dokument duński, w którym autor nagrywał ostatnie dni swojego ojca. Był z mikrofonem w szpitalu, przy łóżku umierającego i to było straszne. Tego się nie robi, to przekracza wszelkie granice etyczne. Kogo to interesuje, taki performance pod hasłem popatrzcie, na co się odważyłem. Taki dokument jest zły. Zły jest też wtedy, kiedy przeładujemy go narracją albo kiedy skupiamy się na swojej osobistej historii. To jestem ja, to mi się zdarzyło, to są moje przemyślenia. Kogo to obchodzi…? Dokument musi być uniwersalny.
Czy w twoim dorobku jest jakiś audiodokument, który z perspektywy czasu uważasz za chybiony lub zrobiłbyś go inaczej?
Niczego generalnie nie żałuję… Czasem tylko, że spędziłem zbyt dużo czasu nad tematem, który nie był tego wart. Nasza praca jest wystarczająco stresująca, więc w momencie, kiedy kończysz pracę nad dokumentem, musisz myśleć o tym, co dalej, co następne. Więc to, co zostało zrobione, jest skończone i tyle.
Na pewno masz jednak taki dokument w swojej karierze, o którym ciągle pamiętasz i jest on dla ciebie ważny…
Tak, oczywiście. Wszystko zaczęło się od artykułu w lokalnej gazecie i informacji, że w północnej Belgii powstał modelowy dom opieki nad ludźmi chorymi na Alzheimera. W placówce było niemal tyle samo chorych, co personelu. Mój kolega Luc Heagens pojechał tam na nagrania. Nagrał pielęgniarki, lekarzy, pacjentów, z którymi był kontakt, tak, aby nie przekraczać bariery etycznej oraz ich rodziny. Dał pełen obraz życia w tym domu. Nagrał też sesję wspólnego śpiewania. Z powodu wieku pacjentów były to utwory popularne w latach 50. i 60. ubiegłego wieku. Ci ludzie śpiewali wszyscy razem w ramach terapii i wspólnego spędzania czasu. Uderzającą rzeczą było to, że oni nie rozpoznawali swoich dzieci, ale doskonale pamiętali słowa piosenek. Oznaczało to, że ta część mózgu, która odpowiedzialna jest za emocje, muzykę, poezję i wszystkie irracjonalne aspekty naszego funkcjonowania lepiej znosi Alzheimera od tej części mózgu, która jest racjonalna. Pomyślałem, że to interesujące i to stało się lejtmotywem opowieści. Tutaj pojawia się też rola przypadku, który poza autorem może sprawić, że coś znajdzie się w dokumencie. W podobnym czasie bowiem wpadła mi w ręce powieść. Bohaterem był pianista, który zmagał się z Alzheimerem. W pewnym momencie nie potrafił przełożyć zapisu nutowego sonat na klawisze instrumentu. To był początek jego demencji. To, co czytałem, było bardzo bogate w znaczenia i w informacje, czym jest Alzheimer. Zdecydowałem się więc, że będzie częścią naszego dokumentu. Zdałem sobie sprawę, że w ten sposób z jednej strony mam opowieść o życiu w domu opieki, sceny, bohaterów, akcję, dzianie się, a z drugiej strony książkę, pianistę, czyli refleksję. Te dwa elementy świetnie ze sobą zagrały. Tak… oddziaływanie muzyki na ludzi, to, jak muzyka wpływa na nasz umysł, to główny temat tego dokumentu.
Połączenie w jednym audiodokumencie klasycznej muzyki i popularnych piosenek w słabym wykonaniu powinno się gryźć, a jednak tak nie jest, dlaczego?
W książce pianista gra czy próbuje grać sonaty Mozarta więc po pierwsze, głupio byłoby użyć na przykład Chopina. Poza tym zdecydowałem, aby w dokumencie wykorzystać sonaty, ronda czy fantazje mozartowskie, które są mało znane. Po trzecie, jest oczywiście 300 genialnych pianistów wykonujących Mozarta, ale ja wybrałem wykonania Glena Goulda, który często mruczał pod nosem grając. Był ekscentrykiem i przez to pasował mi do postaci pianisty z demencją. Te trzy decyzje zawarzyły na muzycznej spójności warstwy klasycznej. Teraz końcówka – cytuję fragment książki równolegle, w domu pielęgniarki kładą spać pacjentów tak, jakby ci starsi ludzie z powrotem stali się dziećmi. Pomyślałem, dlaczego nie użyć kołysanki. To może być oczywiście pułapka sentymentalizmu i trzeba uważać. Wybrałem więc 15 kołysanek i poszedłem do studia. Trzeba pamiętać, że realizator jest pierwszym słuchaczem, z którym możemy porozmawiać. Przesłuchaliśmy kołysanki Schuberta, Brahmsa i tak dalej, i nagle znalazłem Ryszarda Straussa. Popatrzyliśmy na siebie i równocześnie zdecydowaliśmy, to jest to. Zawsze jeśli coś robisz, musi za tym kryć się jakaś idea. Tu też tak było – kołysanka to symbol końca życia, w którym często wracamy do dzieciństwa.
A piosenki popularne…
Po prostu trzeba wiedzieć jakiej muzyki, w którym miejscu używasz. Muzyka popularna z lat 50. pojawia się tylko w świecie ludzi mieszkających w domu opieki, to ludzie ją śpiewają. Nigdy nie połączyłbym bezpośrednio Mozarta z tymi piosenkami tak, aby te dwie melodie były zaraz obok siebie. Mozart pojawia się tylko wtedy, kiedy czytana jest powieść. Te dwa muzyczne światy są oddzielone. To zostało przemyślane. To nie jest przypadkowy miks.
W wyborze tego punktu muzycznego widzenia na chorobę Alzheimera pomógł ci też jeden z bohaterów dokumentu – terapeuta wrażliwy na dźwięk…
Tak, ale to był łut szczęścia. On jest poetą, nie tylko terapeutą. Czyli jest bardzo wrażliwy. Zrozumiał, że do radia potrzebne są dźwięki. Mówi na przykład o znaczeniu drzwi, bo to budynek zamkniętych drzwi, bez drogi ucieczki. Mówi o tym szarpiąc coraz mocniej za klamkę i to słuchać. Reportażysta musi zauważyć, którzy ludzie są najbardziej interesujący do nagrania. Najlepsi są ci, którzy mówią obrazami, są świadomi rytmu mowy. To dary, które niektórzy mają w sobie.
Wydaje mi się, że warstwa powieści to nie tylko warstwa refleksyjna, to też element fikcji, który ingeruje bezpośrednio w rzeczywistość domu.
Tak jest. Cała sztuka na tym polega, aby połączyć te dwa elementy fikcję i rzeczywistość w jednym programie, tak, aby były jak dwie linie kolejowe, które w pewnym momencie się spotykają. To nie mogą być równoległe historie bez kontaktu. Jedna warstwa musi wpływać na drugą. Tutaj fragmenty książki są rodzajem narracji. Pianista opisuje na przykład pierwsze sygnały choroby – coś się ze mną dzieje, żona mówi, że zapominam. Są to informacje, które mogłyby się znaleźć w narracji, więc pianista odgrywa rolę narratora z tą ogromna różnicą, że jest on jednym z bohaterów opowieści, a narrację trzeba napisać i ktoś musi ją przeczytać – aktor albo dziennikarz. Pianista natomiast został powołany do życia dzięki talentowi pisarza. To pianista mówi: „Codziennie coś znika”, to zdanie z książki. Mówi jak na kawałki rozpada się on i jego świat. W jego życiu pojawia się coraz więcej dziur, bo codziennie coś znika…
„Codziennie coś znika” (Everyday Something Disappears) to również tytuł twojego audiodokumentu, który przyniósł ci wiele nagród…
Tak Prix Italia w 1993. W następnym roku Premios Ondas w Barcelonie oraz Prix Futura Special Mention.
Czyli trzy najważniejsze w Europie nagrody dla radiowych reportażystów. A nad czym teraz pracujesz?
Przestałem robić dokumenty i przestałem też uczyć innych, jak je robić. Przez te wszystkie lata pracy dla radia, chyba około 50, brałem udział w wielu konferencjach i seminariach. Uczyłem przez 27 lat. Mam więc ogromne archiwum dokumentów radiowych z tłumaczeniami na angielski. Pomyślałem, że szkoda, aby to wszystko zalegało w moim garażu. Moim marzeniem jest, aby wszystko znalazło się w sieci na stronie internetowej. Tak, aby każdy mógł słuchać ich za darmo. Mam 75 dokumentów, nazwałem ten projekt roboczo „Kolekcja Brysa”. To bardzo wysokiej jakości dokumenty. Jedyna przeszkoda to prawa autorskie. Nie jest łatwo je pokonać, nawet, jeśli mają być na stronie internetowej tylko do odsłuchu. Ale wracając do dźwięku, nie pamiętam kto, ale ktoś kiedyś zrobił listę najważniejszych, robiących wrażenie dźwięków. Co to mogłoby być…? Ludzie mogliby pomyśleć, że to będą jakieś strzały z pistoletu, rakiety, samoloty czy coś w tym rodzaju. Okazuje się jednak, że najbardziej intrygującym dźwiękiem jest… pukanie do drzwi. I myślę, że jest w tym dużo prawdy. Siedzisz w środku i ktoś puka. Kto to? Za wcześnie? Za późno? Czy to kochanek? Czy to może Gestapo? Lubię pukanie do drzwi. Jest proste i wszystko może się po nim wydarzyć. Najbardziej intrygujące, wciągające dźwięki stawiają pytania, są początkiem opowieści, zapraszają do tego, aby pójść dalej. A więc puk, puk…
Kto tam ?
Rozmawiała Agnieszka Czyżewska-Jacquemet
PS: W Brys Collection zwierającej 75 najlepszych audiodokumentów świata znajduje się trzy dokumenty z Polski w kolejności alfabetycznej:
- Agnieszka Czyżewska-Jacquemet „Gówniany interes”
2. Katarzyna Michalak „Niebieski płaszczyk”
3. Witold Zadrowski „Śmierć słonia”