Dźwięk nie jest jedynie doświadczeniem słuchowym, jest wibracjami, które wyczuwamy w ciele.
Jest też cała kwestia naszej pamięci. Rozwijając sound walking, synchronizujemy się z tym, co nazywamy dźwiękową pamięcią. Każdy nosi w sobie jakieś dźwięki związane z dzieciństwem, domem, klatką schodową, kuchnią. Rozszerzamy próg od najmniejszej jednostki, otwieramy go szerzej. Każdy punkt na ziemi ma swój rodzaj wariacji na temat dźwięku, nakłada się na to pora roku, położenie, topografia, Te wszystkie zjawiska kształtują naszą wyobraźnię, są elementem składowym naszego życia. Dźwięk towarzyszy nam nawet we śnie, więc jest tak ważnym elementem, ze trudno go pomijać.
W badaniu pejzażu nie chodzi tylko o to, że jesteśmy skoncentrowani na sobie, jesteśmy składnikiem, elementem pejzażu, to jest bliska mi postawa podczas nagrań terenowych. Nigdy nie płoszę ptaków, żeby się poderwały do lotu, czekam. Nie duszę żaby, nie drażnię psa. Rejestruję to, co przynosi rzeczywistość. Chodzi też o to, że słuchanie jest rodzajem pomostu do odnalezienia siebie w przestrzeni. Spacery dźwiękowe czyszczą głowę, czyszczą umysł. Nawiązujemy dialog ze sobą, z własnym ciałem. Na pewno odpoczynkiem nie jest to, że wyłączymy telewizor i włączymy komputer. Ten switch off, ten stan, kiedy świadomie z czegoś rezygnujemy, jest punktem startowym, kiedy możemy zacząć słuchać…
Doświadczenie włożenia słuchawek jest też ważne…
Ucho jest zbyt małym narzędziem dźwiękowym, żeby przekazywać do mózgu wszystkie dźwięki, które nas otaczają. Mikrofon i recorder odsłaniają nam rzeczywistość taką, jaka jest, Mikrofon nie filtruje rzeczywistości. Często przeżywamy zdziwienie, ale i rozczarowanie, jak tu jest głośno.
Co dalej zrobić z taką wiedzą o hałasie? Warto jest zestroić się z rzeczywistością i znajdować przestrzenie, które nam odpowiadają. Każdy ma inną wrażliwość. Kultura dźwięku jest odbiciem relacji społecznych, tego jak ludzie traktują siebie nawzajem. To nie jest tak, że tego nie da się wyregulować. Świetnym przykładem miasta po gentryfikacji jest Barcelona. Tam od 10 lat trwa odbudowa tego, co można nazwać rzeczywistością miejską. Spadło zainteresowanie ludzi, którzy chcą studiować. Okazało się, ze można poradzić sobie z hardcorową turystyką, bo teraz trzeba mieć certyfikat, żeby wynajmować mieszkanie w centrum. Obserwowanie świata w jego audialnym aspekcie może wiele uczyć.
A na gruncie polskim?
Akustyczne obszary są badane, ale niestety u nas jest bardzo głośno. Jest kultura slow city, na przykład Miasto Reszel należy do grupy miast cichych, spokojnych. Trudno to wyregulować, ale trzeba patrzeć szeroko. Nie jest dobrze, jak w centrum miasta powstaje dyskoteka, która, żeby podnieść atrakcyjność miejsca, emituje dźwięki z wewnątrz na zewnątrz. Tak było w Olsztynie. Nikt na to nie zwraca uwagi. Pytanie: czy można takie rzeczy robić swoim obywatelom, mieszkańcom, podatnikom? Ja mam wrażenie, że u nas dobrą metaforą jest strefa ciszy w pociągu, na siedem wagonów jest tylko jeden, a i z tym mamy problem. Związane jest to również z brakiem współpracy między przedstawicielami różnych środowisk, w trakcie projektowania osiedla, dobrze by było zapytać na przykład inżyniera dźwięku.
Polecam przede wszystkim zaprojektowanie własnej ścieżki do spaceru dźwiękowego. W drodze do pracy, czy do szkoły warto wybrać inne otoczenie, takie, które pozytywnie na nas wpływa, żebyśmy nie łapali nerwowości od samego rana. To wymaga wysiłku, żeby poznać i dostrzec taką ścieżkę. Drugą możliwością jest minuta ciszy. To ćwiczenie, które polega na tym, ze jesteśmy w jakiejś audiosferze i słuchamy otoczenia, zwracamy uwagę na słuch jako medium, które jest łącznikiem ze światem. Zaczynamy słyszeć dalej, szerzej, więcej. A jeśli chodzi o oddolne działania, zachęcam do korzystania z demokracji. Nie bądźmy bierni, reagujmy, monitujmy, szukajmy wsparcia NGOsów. Dbajmy o otoczenie, bo inaczej ono nie będzie się korzystnie zmieniać.