Serdecznie dziękuję za zaproszenie na tę wyjątkową i ważną uroczystość. Czuję się zaszczycona tym, że mogę być z wami. Jesteśmy tutaj wszyscy po to, aby dyskutować o dźwięku, o jego znaczeniu.
Zacznijmy od audiodokumentu „Die Vollbluttänzerin”. Jego autorką jest Nathalie Nad-Abonji, ty zajmowałaś się jego edycją na podstawie nagrań zebranych przez autorkę.
Jest to opowieść o kobiecie, która całe swoje życie poświęciła baletowi. Teraz, kiedy zaawansowany wiek nie pozwala jej samej tańczyć, została nauczycielką tańca. Nie potrafi pogodzić się z upływem czasu i zejść ze sceny. Sama kiedyś tańczyłam, ale chciałabym zacząć naszą rozmowę od tego audiodokumentu z zupełnie innego powodu. Ten reportaż dźwiękowy jest bowiem doskonałym przykładem tego, że radio może nie tylko opowiadać, ale i pokazywać. Słyszymy głos nauczycielki nie tylko mówiącej, ale także imitującej odgłos kroków, słyszymy ruch i kroki tancerek, ich oddechy. Nie mówimy o tym, jak wygląda sala ćwiczeń baletowych, my po prostu tam jesteśmy.
W jaki sposób osiągnęłyście efekt dźwiękowego obrazy, bycia w środku sceny?
W tym przypadku, a była to luksusowa i wyjątkowa sytuacja, na nagranie pojechał razem z autorką inżynier dźwięku. Mikrofony ustawione były wszędzie. Swój mikrofon miała nauczycielka, inny mikrofon był przy pianinie, kolejne mikrofony miały tancerki. W ten sposób uzyskaliśmy wiele planów i warstw dźwiękowych, które potem były miksowane w studiu.
Ile nagrań trzeba zarejestrować, aby potem powstała z nich dwuminutowa naturalna scena dźwiękowa?
Kilka godzin…
Czyli to, co słyszymy, to jest efekt postprodukcji.
Oczywiście. To, co brzmi tak naturalnie, wcale nie jest naturalne. Dla mnie dokument radiowy jest połączeniem dziennikarstwa i sztuki dźwięku. Mamy różne plany i różne warstwy dźwiękowe i układamy je w taki sposób, aby powstał nasz świat przedstawiony, nowa rzeczywistość. Robimy to po to, aby lepiej przekazać to, co mamy do powiedzenia. W reportażu dźwiękowym zawsze jest napięcie między rzeczywistością, a kreacją autorską.
Czy w audiodokumencie jest jakaś granica między tym, co się wydarzyło, a tym, co może zostać wykreowane?
Ta granica jest płynna. Obowiązuje jednak odpowiedzialność za nasz przekaz. Nie ma mowy o tworzeniu fake newsów czy manipulowaniu. Fakty muszą pozostać takimi, jakimi były. Poza tym jest jednak duża przestrzeń zarezerwowana dla kreacji. Możemy tworzyć własną prawdę świata przedstawionego. Zanim przejdziemy do kolejnego reportażu dźwiękowego „Auf der Suche nach meinem Ich” chciałabym powiedzieć o nim kilka słów. Jest to moje pierwsza lub druga praca autorska. Wtedy nie byłam jeszcze edytorem. Jej bohaterem jest starszy mężczyzna, Żyd urodzony przed wojną w Berlinie. Adoptowało go żydowskie małżeństwo z Łotwy. Pod koniec życia rozpoczął poszukiwania swojej biologicznej rodziny. Z wielkim zaangażowaniem pomaga mu w tym pracownica jednej z organizacji żydowskich w Berlinie. Po 7 latach udaje się jej się znaleźć przyrodnią siostrę Heiniego. Gdy rodzeństwo się spotyka, Judith przestaje być potrzebna. Finałowa scena audiodokumentu zbudowana jest z jej krótkiego monologu, który kończy się szlochem i wypowiedzi głównego bohatera, który komentuje sytuację, cytując po rosyjsku fragment piosenki z filmu „Dzieci kapitana Granta – „Kto szuka ten zawsze znajdzie”.
Ten finał jest pełen emocji – łzy rozpaczy i spokój spełnionego marzenia – sąsiadują ze sobą na przestrzeni jednej minuty.
Tak, to bardzo emocjonalne zestawienie w reportażu, ale w rzeczywistości nagrywałam tę dwójkę osobno. To, co wydobyło emocje, to montaż i edycja, które zestawiły ich ze sobą w bliskim planie. Najpierw płacze Judith, choć ma o wiele łatwiejsze życie, ale nie ma już misji do spełnienia i trudno jej oderwać się od historii. Zaraz potem jest ostre cięcie i Heini podsumowuje opowieść w bardzo spokojny i mądry sposób. Nie ma jednak chłodu w tym, co mówi. To pokazuje cały wachlarz emocji w kilkadziesiąt sekund. To, co dla mnie jest bardzo istotne, to wczucie się w sytuację bohatera, a nie tylko rozmowa z nim. Bohaterowie nie muszą wyłącznie mówić, mogą płakać, śmiać się, śpiewać i wydawać różne dźwięki. W ten sposób czujemy ich bliskość.
Co jest potrzebne do tego, abyśmy byli blisko?
Kluczem jest czas. Potrzeba czasu, aby nawiązać bliskie relacje z bohaterem. To jest niemożliwe, jeśli umówimy się na wywiad w przyszły poniedziałek od 14.00 do 14.30 i z tego pół godziny potem powstanie reportaż dźwiękowy. Spędziłam na nagraniach długie godziny i dni. Ten czas jest potrzebny do tego, aby powstało zaufanie między nami. Dopiero wtedy bohaterowie otworzą się, opowiedzą swoją historię i nie będą się wstydzić swoich emocji.