Możesz powiedzieć coś więcej na temat koncepcji spontaniczności?
Dla taoistów muzyką było wszystko co brzmi, a muzykowanie było sposobem słyszenia rzeczywistości. Słyszenie, które równocześnie było aktywnością dźwiękową służyło do osiągania pewnych stanów umysłu, które prowadziły do osiągania harmonii rozumianej jako współwibrowanie z resztą świata. O tym współwibrowaniu mówi m.in. jeden z wersów księgi Dao De Jing autorstwa Laozi: „Wielki dźwięk nie brzmi”.
Wyjaśnisz co się za tym kryje?
Tego dokładnie nie wiadomo. Podobnie jak inne księgi chińskich mędrców, również i ta posiada nieograniczoną głębię aluzji, a co za tym idzie, daje również szerokie pole do interpretacji. Chińscy filozofowie pracują odwrotnie niż europejscy – nie dążą do precyzji i prawdy, tylko do mądrości.
Kiedy przeczytałem te słowa i zacząłem zgłębiać taoistyczną koncepcję muzyki, nagle otworzyło się przede mną słuchanie świata, czyli całej otaczającej nas rzeczywistości, a nie tylko wybranych dźwięków. Zacząłem to praktykować. Najpierw dość nieśmiało, ale w pewnym momencie postanowiłem się zająć field recordingiem – nagrywać otaczający mnie świat i współgrać z otaczającymi mnie dźwiękami.
W ten sposób powstał m.in. projekt „Wielki dźwięk nie brzmi”. Taki sam tytuł nosi Twoja książka, w której piszesz o dźwięku w kontekście współczesnej filozofii i sztuki. Opowiedz o nich.
Sam projekt dotyczy aktywności dźwiękowej, która na początku była po prostu serią moich solowych koncertów z podtekstem filozoficznym, mówiącym o poznawczych walorach słuchania. Grałem na przykład koncert pt. „Solo, ale nie w pojedynkę” podczas którego otworzyłem okna i drzwi sali koncertowej, aby współdziałać z dźwiękami z zewnątrz. W ramach tego projektu powstało też działanie „Wandering the Sound(scape)” w którym wykorzystałem pejzaż dźwiękowy. W 2020 roku, podczas pandemii zrealizowałem projekt „Pięć spotkań z miastem” podczas którego na żywo improwizowałem muzykę w przestrzeni Nowej Huty. Wybrałem pięć lokalizacji m.in. Zalew Nowohucki, nowohuckie łąki i Plac Centralny. Robiłem również nagrania field recordingowe i instalacje dźwiękowe z którymi również grałem improwizując.
Ostatnim działaniem w ramach projektu „Wielki Dźwięk nie brzmi” była instalacja dźwiękowa zaprezentowana w ramach serii wydarzeń „Polifonie” w Cricotece, która była poświęcona Odrze, z dominującymi dźwiękami tej rzeki.
W ten sposób chciałem zachęcić wszystkich do tego, żeby starali się słuchać nie mnie – bo ja tak naprawdę jestem tylko pretekstem – tylko wszystkiego co słychać dookoła nich.
Jestem muzykiem, mam instrument i gram, ale wokół mnie jest też mnóstwo innych dźwięków. W czasie solowych koncertów z dźwiękami płynącymi z otoczenia grałem coraz ciszej, aż w końcu dotykałem strun tak delikatnie, że prawie w ogóle ich nie było słychać, a wszyscy nadal słuchali, bo to czego doświadczali nadal było dla nich interesujące. Dlatego chciałbym wszystkich zachęcić do tego, żeby zaczęli słuchać świata i razem z tym światem współwibrowali.
To jest – moim zdaniem – jeden z najlepszych sposobów na współbycie z tym światem. Piszę o tym m.in. w swojej książce, w której zachęcam do tego, żeby przesunąć akcent z oka na ucho.
Co możemy w ten sposób osiągnąć?
Moim zdaniem paradygmat okulocentryczny ma w sobie zapisaną postawę niezaangażowanego zewnętrznego obserwatora. Stajemy się kimś zewnętrznym wobec pozaludzkiego świata i oczekujemy, że ten świat będzie nam służyć. Wejście w przestrzeń dźwięku, pozwala nam się w tym świecie zanurzyć i stać się jego częścią. Jeśli chcesz, opowiem Ci o jednym ze swoich najciekawszych doświadczeń dźwiękowych.
Bardzo proszę.
Środek lata. Piąta nad ranem. Zalew Nowohucki. Audiosfera była tak przejrzysta, że doskonale było słychać ptaki i szum wody. Nagle pojawiły się dalekie dźwięki kolejki jeżdżącej po terenie dawnej Huty im. Sendzimira, czyli tam, gdzie w tej chwili jest Acerol Mittal. Doskonale znam ten dźwięk, bo moi rodzice byli kolejarzami i pociąg był jednym z najczęściej używanych przeze mnie w dzieciństwie środków transportu, ale w połączeniu ze śpiewem ptaków i szumu wody brzmiał zupełnie inaczej. Wszystkie te dźwięki stanowiły jedność. Byłem tym bardzo poruszony. Później, wykorzystałem to nagranie w projekcie „Vibrating with the Grass” w którym improwizowaliśmy do nagranego pejzażu dźwiękowego z amerykańską multiinstrumentalistką Jen Shyu i ona na ten dźwięk zwróciła szczególną uwagę – bardzo jej się podobał, ale nie mogła go rozpoznać. Była zaskoczona, kiedy jej powiedziałem co to jest.
W głębokim słuchaniu nie chodzi o pojedyncze dźwięki, tylko o to, że kiedy je praktykujesz to w pewnym momencie zaczynasz słuchać całości audiosfery, można powiedzieć, że zaczynasz słuchać „Wielkiego Dźwięku”. Słyszysz, jak dźwięki tworzą strukturę wokół ciebie, to w jakiej są relacji i jak zmieniają swoje kształty. Fascynujące doświadczenie!
Dostępne dla tzw. zwykłych słuchaczy?
Oczywiście! Jak już wcześniej powiedziałem, słuchania można się nauczyć. Większość z nas korzysta ze sposobu słuchania który jest pozostałością po czasach łowiecko-zbierackich. Nasłuchujemy czy nie zbliża się do nas jakieś niebezpieczeństwo i dość szybko rozpoznajemy dźwięki które każą nam brać nogi za pas albo słuchamy muzycznie, czyli tylko wybranych dźwięków. Głębokie słuchanie, pozwala wsłuchać się w całe struktury dźwiękowe. I powtarzam, możemy kształtować to, w jaki sposób słuchamy.Mam nadzieję, że tego właśnie nauczyli się uczestnicy Koncertów Głębokiego Słuchania.
Oczywiście nie każdy dźwięk jest możliwy do zidentyfikowania. Kiedy siedzę np. przed dwie godziny na łąkach nowohuckich i nagrywam, to nie jestem w stanie rozpoznać wszystkich owadów, które się w tych nagraniach pojawiają.
Pytanie, czy entomolodzy zajmujący się poszczególnymi gatunkami owadów byliby w wstanie je rozpoznać?
Ciekawe! Nigdy, się nad tym nie zastanawiałem.
Przeczytałam gdzieś, że tak jak każde miasto ma swój wizualny pejzaż, tak ma również swój pejzaż dźwiękowy. Jakbyś opisał pejzaż Nowej Huty?
Zgadzam się z tym, ale bardzo często są to tak drobne różnice, że trudno jest je wychwycić.
Dlaczego?
Większość miast jest zbudowana z materiałów, które generują podobne dźwięki, czy też odbijają dźwięk w podobny sposób. Tym, co – oprócz bogatej biosfery – wyróżnia Nową Hutę jest układ architektoniczny. Od Placu Centralnego rozchodzą się szerokie i proste ulice. wsłuchanie się w ten pejzaż – za pomocą mikrofonów kierunkowych i słuchawek – było dla mnie niezwykłym doświadczeniem. Aleja Róż, a dokładnie miejsce, w którym przez lata stał pomnik Lenina generuje duży pogłos, dzięki czemu dźwięki – w naturalny sposób – ulegają wzmocnieniu. Ale najciekawsze w Nowej Hucie jest dla mnie przenikanie się antropo i biosfery.
Opowiedz o tym.
Bernie Krause, który jest ojcem chrzestnym field recordingu podzielił dźwięki dostępne na naszej planecie na trzy grupy: geosfera, biosfera i antroposfera. Dźwięki wydawane przez przyrodę nieożywioną, czyli m.in. wiatr szumiący w drzewach, toczące się kamienie i płynąca woda to geosfera. Biosfera, to cała fauna i flora. Antroposfera to dźwięki związane z działalnością człowieka. W tej chwili nasza ludzka aktywność pokrywa blisko 70 procent pejzażu dźwiękowego świata! Miejsca w których antroposfera i biosfera się przenikają są niezwykle rzadkie, bo antroposfera natychmiast je zagarnia. W Nowej Hucie takie miejsca, się jeszcze zdarzają. Czasem żartuję, że jak się dobrze nastawi ucho, to można tu usłyszeć tramwaj pełen świerszczy!
Zwieńczeniem Koncertów Głębokiego Słuchania była debata pt. „Archipelag audiosfery Nowej Huty”. Z kim i o czym rozmawialiście?
Zaprosiliśmy na to wydarzenie specjalistów z zakresu ekologii akustycznej i pejzażu dźwiękowego. Wśród nich była dr Justyna Anders – Morawska, dr Łukasz Sochacki, Krzysztof Marciniak. Spotkanie poprowadził Marcin Barski – aktywista dźwiękowy, ekolog akustyczny, założyciel „Instytutu Pejzażu Dźwiękowego”. Rozmawialiśmy m.in. o tym, co można zrobić, aby otaczająca nas audiosfera była bardziej przyjazna dla uszu. Bo co do tego, jak duży wpływ na nasz dobrostan psychiczny ma dźwięk i jego natężenie, już chyba nikt nie ma wątpliwości.
Głośne dźwięki generują wiele problemów.
To prawda. Nie możemy się skoncentrować, nie możemy odpocząć, osiągnąć spokój ducha. Myślę, że warto w Polsce rozpocząć dyskusję, która w innych miejscach na świecie trwa już od dawna.
To znaczy?
Co zrobić, żeby miasto nie było takie głośne? Warto się zastanowić nad ograniczeniem bodźców dźwiękowych i stworzeniem miejsc w których będzie można wypoczywać doświadczając ciszy. Sprawić, żeby to co słyszymy w miastach mniej nas bolało, bo o tym, że boli coraz bardziej też już wiemy.
Dzięki tym wszystkim spotkaniom i rozmowom w Domu Utopii narodził się pomysł stworzenia pierwszego krakowskiego Ogrodu Ciszy. Co to będzie za miejsce?
Podobnie jak w niemal wszystkich ogrodach, może poza ogrodami zen, planujemy stworzyć ogród z zieloną, drewnianą i ziemną architekturą. Będzie to jednak przede wszystkim miejsce poświęcone słuchaniu i ekologii akustycznej. Mówiąc „cisza” mam na myśli zrównoważoną sytuację akustyczną, gdy w słuchaniu naturalnym mamy dostęp do różnorodności dźwiękowej i sygnałów, które są w stanie zapewnić słuchaczom komfort akustyczny.
Wstępem do tworzenia Ogrodu będzie… komnata ciszy.
O tym – już wkrótce – opowie Małgorzata Szydłowska, dyrektorka ds. Domu Utopii – Międzynarodowego Centrum Empatii, która jest pomysłodawczynią tego projektu. Kiedy rozmawialiśmy o tym, w jaki sposób stworzyć takie miejsce powiedziałem, że chciałbym tam mieć coś w rodzaju biura. Mam nadzieję, że będziemy mogli wkrótce do niego zaprosić wszystkich zainteresowanych, a już dzisiaj zachęcam wszystkich do głębokiego słuchania!