Reportaż wybiera człowieka. Rozmowa z Magdaleną Skawińską – laureatką Audionomia Award [audio]

Reportaż wybiera człowieka. Rozmowa z Magdaleną Skawińską - laureatką Audionomia Award

Reportaż wybiera człowieka. Rozmowa z Magdaleną Skawińską - laureatką Audionomia Award

„To nagroda za wnikliwy, kompletny portret artysty, szczegółową dokumentację i świetną szkatułkową dramaturgię, za plastyczne opowiadanie dźwiękiem i klarowną strukturę. Utwór pozwala utożsamić się odbiorcy z postacią główną i odczuć – poprzez siebie – nieprzystawalność indywidualnej historii w kontekście otaczających ją realiów. Doskonale skonstruowana opowieść przypomina nam w sposób delikatny i nienachalny, jak wielki wpływ na życie człowieka ma jego relacja z najbliższymi – z rodzicami. Jest to uniwersalne przesłanie tej pięknej audycji. Nie bez znaczenia jest empatia reporterki, uważne spojrzenie na bohatera, próba zrozumienia jego losów” – tak swój wybór uzasadniło Jury tegorocznego Konkursu Audionomia Award. Z autorką reportażu „Nikifor z Trójkąta” rozmawia Kasia Michalak

 

K.M.: Magda, oczywiście muszę zacząć od gratulacji. Serdecznie gratuluję ci nagrody Audionomia Award za  niezwykły reportaż „Nikifor z Trójkąta”, który „kupił” nas wszystkich – mogłam to zaobserwować na konferencji. Dlaczego ta historia chwyciła ciebie za serce i czy od razu wiedziałaś, że to będzie niecodzienna produkcja?

 

M.S.: To ja też zacznę od podziękowań. Bardzo dziękuję. I to są dla mnie ważne i miłe słowa, że ludzi jakoś ten reportaż poruszył. A co do samej historii, ja nie wiedziałam od początku, że to będzie taka mocna, poruszająca opowieść. Po prostu mój znajomy, który mieszka na tym samym osiedlu co ja, który pracuje w jednej z wrocławskich instytucji kultury, spotkał mnie któregoś dnia i mówi: „Słuchałem twojego reportażu wczoraj. Wiesz mam dla ciebie temat”. „Tak? No to powiedz, co to za sprawa”. „Wiesz, bo u nas na osiedlu (bo we Wrocławiu nie ma dzielnic, tylko są osiedla administracyjne). U nas na osiedlu mieszka taki człowiek, artysta i my robimy mu wystawę. To może byś przyszła na wernisaż? On mi się kojarzy z Nikiforem, bo to jest takie malarstwo naiwne”. Wspomniał mi o tej jego niepełnosprawności. I to skojarzenie z Nikiforem….Poszłam na wernisaż i zobaczyłam pana Jakuba ubranego w zielony garnitur. Widziałam, że tak się bardzo przygotował do tego wydarzenia. No i zobaczyłam na ścianach te jego obrazki. A ponieważ jestem z wykształcenia historyczką sztuki, zachwyciły mnie te prace od razu. I tak zaczęłam się zastanawiać, co tam jest pod spodem. Bo samo to, że jest artysta, którego życie może kojarzyć się z losem Nikifora to jedno, no ale żeby tam było coś więcej…A potem się dowiedziałam , że będzie kolejny wernisaż, więc już śledziłam te przygotowania. I już byłam świadkiem, jak pan Jakub zrobił sobie pieczątkę. Jak spotykał się ze swoim kuratorem, z producentką wystawy. I zaczęłam się do pana Jakuba bardzo zbliżać. Bo od samego początku wiedziałam, że  ja nie mogę tak po prostu wejść do niego z mikrofonem. Że usiądziemy razem i ja będę  mogła zadawać mu pytania, coraz głębsze i głębsze…Ja wiedziałam, że tutaj muszę się zbliżyć. Przeskoczyć coś w rodzaju muru. Bo z jednej strony pan Jakub bardzo szybko nawiązuje relacje z ludźmi, ale to nie są głębokie relacje. On  o sobie niewiele mówi. O czym się później przekonałam w rozmowie z Piotrem Damasiewiczem – muzykiem, przyjacielem Jakuba Plączkowskiego (a na to spotkanie też długo czekałam, ponieważ Piotr Damasiewicz dużo koncertuje, rzadko bywa we Wrocławiu – więc czekałam na nie ponad pół roku). I wtedy potwierdziły się moje przypuszczenia, że np. Piotr nie wiedział o pewnych sprawach i dopiero, kiedy byli na spacerze, to jakoś tak spontanicznie Piotr się dowiedział….Wskazując na połączone budynki sądu i prokuratury mówi: „Tutaj pracowali moi dziadkowie”. A wtedy Jakub odpowiada: „A mój tata siedzi w kiciu” – więc takie ważne i bolesne dla pana Jakuba sprawy wychodzą spontanicznie, w sposób nieoczekiwany…Na pewno nie można by było tego uzyskać w rozmowie na umownej kanapie.

K.M.: No właśnie, bo mogłaby to być bardzo prosta audycja składająca się z monologu nagranego na tej wspomnianej kanapie i scenek z wernisażu – i też byłby to ciekawy, poruszający przekaz. Ale Ty zdecydowałaś się na krążenie wokół pewnej tajemnicy, na tę formę cyrkularną. Powolne, stopniowe odsłanianie kart historii pana Jakuba. Czy pomysł na taką formę też narodził się szybko, czy w miarę poznawania pana Jakuba?

M.S.: Pomysł na formę, przyznam, miałam od razu. Wiedziałam , że to nie może być rozmowa przetknięta scenkami z wernisażu. Nie o to mi w przypadku tego tematu chodziło. Ja zbierałam nagrania przez osiem miesięcy. Przyznam, że był już taki moment, kiedy wątpiłam, bo czegoś mi tam jeszcze brakowało…Ale na przykład samo odwiedzenie pana Jakuba w domu: wiedziałam, że  muszę znaleźć jakiś sposób, okazję, aby pójść tam z kimś; że to nie będzie rozmowa, tylko że to będzie scena. I tak się szczęśliwie złożyło, że mój kolega, Grzegorz, który przekazał mi temat mówi: „Wiesz co, ja będę szedł do pana Jakuba, będę mu robił zdjęcia do naszej gazety osiedlowej”. Ja mówię: „Tak? To wobec tego chciałabym ci towarzyszyć. Czy będzie to możliwe”? Okazało się, że jest to możliwe i stąd piękna scena, z której wiele się dowiadujemy, w jakich warunkach Kuba mieszka; tam się dużo dzieje. I o to mi chodziło właśnie. Bo ja się strasznie bałam, żeby ludzie nie odebrali tego: „znowu historia o jakimś niepełnosprawnym”. Pan Jakub jest człowiekiem takim jak my. Może ma pewne dysfunkcje, ale każdy z nas ma coś tam swojego w zanadrzu…Żeby to nie było takie monotonne, stacjonarne. Żebyśmy  mieli ten czas, aby się do niego zbliżyć, bardziej się mu przyjrzeć…

 

 

Jakub Plączkowski podczas wernisażu, fot. nadesłane

K.M.: Twoje sceny, elementy nagrywane w planie średnim, w półzbliżeniu są rewelacyjne warsztatowo. Co byś doradziła początkującym autorom, jeśli chodzi o nagrywanie bohaterów w interakcji, tak żeby ta scena brzmiała naturalnie, żeby posuwała akcję, żeby wprowadzała dynamikę?

M.S.: Ważne jest, żeby spróbować nawiązać lepszy kontakt z bohaterem już przed nagrywaniem i opowiedzieć mu, że nasze spotkanie nie będzie polegało tylko na tym, że sobie usiądziemy i pogadamy. Uczciwie powiedzieć, czego się chce, oczekuje i czemu ma to służyć przede wszystkim. Żeby nasz bohater nie był zadziwiony, zaniepokojony, co się dzieje.  Może to banał, ale chodzi o dotarcie; o to  żeby to było atrakcyjne– jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Z pozoru może to bardzo źle brzmieć, że chcemy by reportaż był atrakcyjny. Ale w tym morzu, zalewie opowieści, chcemy by ta nasza opowieść się przebiła. I zazwyczaj, kiedy to opowiadam, kiedy tak motywuję swoją prośbę – to nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby ktoś mi odmówił. Pamiętam taką sytuację przy jednym z reportaży: człowiek jeździ do Afryki, tam buduje studnie i żeby jego bagaż nie był za ciężki, to słodycze, drobiazgi, które wiezie dzieciom  napycha do rękawów kurtki i wtedy ta kurtka nie jest ważona razem z bagażem. No i właśnie  ja poprosiłam go, żebyśmy się razem pakowali. Skoro nie mogę pojechać z nim do Afryki –  no to przynajmniej tę  namiastkę chcę zarejestrować. Żadnego zdziwienia to nie wywołało. Byłam obecna przy pakowaniu i nawet jeszcze mogłam doradzić, gdzie te cukierki wepchnąć. To się naprawdę rzadko zdarza, żeby bohater nie chciał. Jeżeli ma świadomość, że to jest jego  historia, że chcemy pokazać go jak najbardziej prawdziwie, to nie zdarzyło się, żebym nie uzyskała  zgody na moje uczestnictwo.

K.M.: No tak, zgoda bohatera to jedno, a naturalność zachowania się na planie nagraniowym to drugie. Czy możesz Magda podpowiedzieć, jak autor powinien zachowywać się podczas nagrywania sceny, żeby nie było słychać sztuczności, żeby to wszystko brzmiało prawdziwie. Żeby to było prawdziwe!

M.S.: Ja się staram być, w miarę możliwości, niewidzialna. Jak najbardziej wpasować się w tło. Oczywiście jednocześnie mam ze sobą mikrofon, wiec chcę, aby to było jak najlepsze technicznie nagranie. Ale właśnie…staram się nie być na pierwszym planie, staram się „nie przeprowadzać wywiadu”. Mikrofon ma być oddalony jak kamera, ale jednocześnie musi „łapać” wszystko, co jest istotne i musi to zostać nagrane dobrze technicznie. Nie jesteśmy pierwszoplanowym bohaterem tego zdarzenia, starajmy się wpasować w tło i wtedy będzie dobrze.

K.M.: Myślę, że nawet strój może nam w tym pomóc.

M.S.: Zdecydowanie! Ja się zwykle ubieram na nagrania na ciemno. Nie zakładam czerwonych, pomarańczowych ubrań – chcę się wtopić w tło –  raczej czernie, granaty. Żeby nie było mnie widać.

K.M.: Jeszcze a propos tych dalekich planów dźwiękowych. W twojej audycji fantastycznie słychać miasto. Miasto jest niejako jednym z bohaterów tej opowieści. Dlaczego to było dla ciebie ważne, żeby zanurzyć bohatera w audiosferze Wrocławia?

M.S.: Bo bohater sam mi to podpowiedział! To znaczy, jak zobaczyłam jego obrazki, jak on rysuje wrocławskie tramwaje, jak on rysuje pociągi…To, że właśnie lubi chodzić na dworzec, by pooglądać sobie przyjeżdżające bądź odjeżdżające pociągi. Pomyślałam, że oczywiście muszą one w audycji brzmieć. A ponieważ ja dużo chodzę po Wrocławiu i ten charakterystyczny pisk skręcających tramwajów słyszę – to w zasadzie muszę powiedzieć, że już od jakiegoś czasu myślałam sobie o tym, czy będzie kiedyś reportaż, w którym to zabrzmi. I tu miałam okazję. Chciałam koniecznie, aby to nie było tylko w opowieści,  tylko żeby te tramwaje brzmiały, żeby  brzmiały pociągi. No i zabrzmiały też na koniec zabawkowe wagoniki. I tu znów muszę powiedzieć, że pomysł na tę scenę, żeby się wybrać do Kolejkowa, żeby zobaczyć makietę kolejową, podsunął mi bohater, który zapytał: „Pani Madziu, czy nie ma ktoś do oddania kolejki zabawkowej?”. Pomyślałam więc, że wobec tego wybierzemy się razem do sklepu i zobaczymy tę kolejkę. I chciałam nagrać scenę, jak pan Jakub tę kolejkę montuje, jak ją sprawdza, jaki dźwięk ta kolejka wydaje. Bo zawsze kiedy mi mówił o tych zabawkowych pociągach, to tak mu oczy błyszczały. No i pojechaliśmy do sklepu, w którym kolejki miałyby być, no i niestety ich nie było. I wtedy właśnie przyszło mi do głowy, że wobec tego zobaczymy makietę. I to się sprawdziło, bo kiedy weszliśmy tam i pan Jakub zobaczył te maleńkie wagoniki podążające po torach…Ten błysk w oczach, to zaangażowanie…Widać było, że można było go tam zostawić i on całymi godzinami mógłby te wagoniki oglądać.

Magda Skawińska, fot. nadesłane

K.M.: To są niezwykłe dźwięki. One nie tylko pięknie brzmią, ale pozwalają nam zbliżyć się do bohatera; wejść do świata jego emocji, do  jego psychiki. I to też jest chyba dowód na to, jak istotne jest uważne słuchanie bohatera, bo to on może nam podpowiedzieć, jak odnaleźć dźwięki, brzmienia, które wzbogacą opowieść i uczynią ją nieprzetłumaczalną na język innego medium. Opowieść bohatera może nam podpowiedzieć pewne wybory artystyczne.

M.S.: Zdecydowanie! Zawsze staram się przyglądać mojemu bohaterowi. Zwracać uwagę nie tylko na to, co mówi, ale jak patrzy, na spojrzenie, na gesty. To wszystko nam może podsunąć jakieś rozwiązanie, podpowiedzieć drogę, którą możemy obrać.

K.M.: Wędrując z Jakubem miesiącami przez jego życie, przez miasto, przez jego przyjaźnie, czy miałaś intuicję, dokąd cię ta historia poprowadzi? Czy zakończy się kropką, czy może wielokropkiem?

M.S.: Przyznam, że nie…Bo na początku wydawało się, że to będzie optymistyczna historia. Chłopak z trudnego domu, mieszkający w specyficznym rejonie miasta…a tu nagle wystawy, realizują się jego marzenia, więc będzie happy end. Ale bardzo szybko zobaczyłam, że jednak nie taka będzie puenta tej historii. W zasadzie to są takie pytania, które ja sobie powtarzam, pracując nad tematem: „co?” i „po co?”. O czym jest historia, do czego ma doprowadzić? W związku z tym pomyślałam sobie, że tutaj nie będzie końca; że będzie raczej wielokropek. Bo tak naprawdę to ani ja, Jakub tym bardziej i myślę, że wielu ludzi z jego otoczenia też nie bardzo wie, jak ta historia się potoczy. Natomiast mnie nurtowały pytania: Kim jest artysta? Czy każdy może być artystą? Co determinuje artystę do tworzenia? Relacje z rodziną…To chciałam pokazać i mam nadzieje, że jakoś mi się to udało. Natomiast ta historia nie ma jednoznacznego końca, bo też chyba mieć nie może…

K.M.: To otwarte zakończenie we mnie na przykład wywołuję taką refleksję, że są rzeczy, które możemy zrobić dla drugiego człowieka, i są rzeczy, które musimy pozostawić losowi i istotne jest, aby odróżnić jedne od drugich, bo czasem możemy przesadzić w pomaganiu, prawda? I chyba „czuła obecność” jest najważniejsza. I twoja obecność jest właśnie taka. Jesteś czułą narratorką i za to bardzo ci dziękuję.

M.S.: Dziękuję.

K.M.: A chciałam cię jeszcze zapytać o tę część twojej twórczości, która wiąże się z podejmowaniem tematów z historii najnowszej. Myślę, że tak się kojarzysz w środowisku jako specjalistka od reportażu historycznego. Twoje najważniejsze nagrody dotyczą właśnie tych tematów. Czy rzeczywiście ten żywioł historii cię pociąga, a takie małe intymne opowieści zdarzają się gdzieś po drodze, przypadkiem?

M.S.: Nie wiem, w tym momencie nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie; sama zaczęłam się zastanawiać…Myślę, że to po prostu są jakieś etapy w życiu. A może jest tak…Bo ja tak myślę, że tematy do nas przychodzą. Wtedy gdy jesteśmy fizycznie, psychicznie i intelektualnie na to gotowi, to zrobimy to najlepiej. I może gdy te tematy historyczne do mnie przyszły, ja byłam w optymalnym stanie, żeby je jak najlepiej opowiedzieć i może stąd tak wyszło. Natomiast wydaje mi się, że to nie jest tak, że ja tylko takie tematy podejmowałam. Jeden z moich ulubionych reportaży, który może jakoś znacząco nie zaistniał w historii polskiego reportażu, to „Nić” – historia dziewczyny, która szuka swojej siostry bliźniaczki. W tamtym momencie zrobiłam go tak jak najlepiej potrafiłam; jak pozwolił mi na to mój stan intelektualny, psychiczny i fizyczny – bo ja uważam, że to wszystko przekłada się na to, jak pracuje reportażysta. A potem jakoś przychodziły inne tematy. Może gdzieś tam  wpadłam w tę historyczną szufladkę. Ale chcę też powiedzieć, że ja lubię sięgać po tematy z historii najnowszej, tylko żeby spróbować coś więcej takim tematem powiedzieć. Nie wiem, czy zawsze mi się udaje, ale próbuję.

 

K.M.: Powiedziałaś Magda, że jesteś historyczką sztuki. Na historii sztuki wciąż, zdaje się, nie studiuje się sztuki dźwięku – to poważne zaniedbanie. Powiedz, jak ten dźwięk przyszedł do ciebie i jak się stał się twoim najważniejszym tworzywem?

M.S.: Ja byłam dzieckiem, które zawsze zwracało uwagę na dźwięk i słuchało. Na przykład, gdy jeździłam do moich dziadków na wieś, to najbardziej zapamiętałam – chociaż słyszałam mnóstwo otaczających mnie dźwięków – te wieczorne nasłuchiwania psów w oddali, kiedy  psy tak charakterystycznie ze sobą „rozmawiają”. Ja tego dźwięku trochę się bałam, ale nasłuchiwałam, nasłuchiwałam, nasłuchiwałam aż zasnęłam. Ale właśnie każde skrzypnięcie kół, kroki po schodach, na kamiennej posadzce – to są takie charakterystyczne dźwięki. A jednocześnie jako dziecko lubiłam na przykład schować się pod stołem i słuchać tego, co opowiadają dorośli. Nie wszystkie treści były przeznaczone dla dziecięcych uszu, więc ja się lubiłam zakradać. I to było dzieciństwo.  A potem wylądowałam na Politechnice Wrocławskiej i miałam być inżynierem. Chociaż był to przypadkowy wybór i w ogóle mnie to nie pociągało. Ale na Politechnice było radio akademickie. I moi znajomi jako studenci tam pracowali. Poszłam tam pierwszy  raz towarzysko i jak dotarła do mnie ta magia: co może mikrofon, jak może być blisko, co może pokazać – to tak mnie to zachwyciło, że bardzo chciałam to robić. I wtedy już się potoczyło. Zaczęło się od krótkich relacji dźwiękowych a potem przeskok do regionalnej rozgłośni Polskiego Radia. I tam się spotkałam z reportażem. I już wiedziałam, że będę to chciała robić przez życie, ale wiedziałam , że do tego długa droga…Ale przepadłam, zdecydowanie. Ja wiem, że to banalnie zabrzmi, ale reportaż wybiera człowieka. No bo przecież jest mnóstwo ludzi, którzy pracują w radiu, prowadzą audycje na żywo, prowadzą rozmowy polityczne – nigdy mnie to nie interesowało. Przecież pracowałam w redakcji aktualności, zdarzało mi się obsługiwać posiedzenia rządu, posiedzenia Sejmu, ale to zawsze było dla mnie nie to. Ja chciałam być blisko człowieka. Reportaż daje taką możliwość.

 

 

 

 

This website uses cookies

We inform you that this site uses own, technical and third parties cookies to make sure our web page is user-friendly and to guarantee a high functionality of the webpage. By continuing to browse this website, you declare to accept the use of cookies.