Opowiadam historie, bo nic więcej nie potrafię robić – Christian Lerch o swojej pracy radiowca [audio]

Należy szukać głosów i dźwięków, tworzyć sceny, obrazy, opowiadać o perypetiach, podkreślić punkty zwrotne, dążyć ku kulminacji. Opowiadanie historii, to bardzo mocne i bardzo odpowiedzialne zadanie.

Pierwszy dźwięk…Chyba musiałbym skłamać, bo naprawdę to nie pamiętam, ale wiem, jaki dźwięk lubię. Ma to związek z tym, że wychowałem się obok dużego jeziora. Było częścią mojego świata. Nauczyłem się pływać bardzo wcześnie i uwielbiałem trzymać głowę pod wodą i słuchać zniekształconych dźwięków przepływających łódek, motorówek, głosów ludzkich. Do dzisiaj szukam podobnych dźwięków, w wolnym czasie dużo pływam i nadal lubię mieć głowę i uszy pod wodą. Myślę więc, że te wodne dźwięki, chlupot wody to najbliższe mi brzmienia. Przypuszczam nawet, że jest w tym coś głębszego, uniwersalnego, bo przecież w życiu płodowym rozwijamy się w środowisku wodnym. Czujemy się tam bezpiecznie. Jestem pewien, że wodne dźwięki są pierwszymi, które świadomie lub nieświadomie słyszymy. W kontekście świadomości chciałbym zwrócić uwagę na coś, co mnie w dźwięku prawie przeraża. Wystarczy po prostu zamknąć powieki, by odciąć się od obrazu. Odcięcie się od dźwięku nie jest takie łatwe, trzeba zatkać uszy za pomocą dwóch rąk, a i wtedy nie zawsze się udaje wyeliminować kontakt z otoczeniem. To atut audio, pewna przewaga nad obrazem. Można odwrócić wzrok i nie widzieć, ale nie da się odwrócić uszu i nie słyszeć. Słyszenie to bardzo bezpośrednie doświadczenie, które może być nawet bolesne i które pozostawia nas bezradnymi. Może to ma związek właśnie z tym życiem płodowym, w którym ewoluujemy w ciemności i w pewnym momencie zaczynamy słuchać otoczenia. Podobno dzieciaki, które przed narodzeniem słyszały dużo muzyki, są bardziej muzykalne i wrażliwsze na dźwięki.

Czy dobrze rozumiem, że według ciebie słyszenie jest ważniejsze niż widzenie?

Nie chce oceniać, czy widzenie jest mniej ważne od słyszenia… Przecież nie przeżylibyśmy bez zmysłu wzroku, nie przeżylibyśmy też bez słuchu. Wszystkie zmysły mają swoje znaczenie w immersyjnym odkrywaniu świata. To, co możemy zawdzięczać audio i słuchaniu, to bardzo indywidualne doświadczenie odkrywania świata. Rozmawialiśmy wcześniej o dźwiękach samochodów. W jednym z audiodokumentów był przepiękny dźwięk silnika starego samochodu, takiego sprzed 40 lat. Samochodu nie było widać, ale było go słychać i na podstawie dźwięku od razu wiedzieliśmy, że jest stary. Dlaczego?  Każdy z nas w pamięci tworzy indywidualną bibliotekę dźwięków, która pozwala mu rozpoznawać i odkrywać otoczenie.

Czy to dźwięk zaprowadził cię do radia? Pasja jego słuchania może?

Nie, absolutnie nie. I to, co powiem, do tej pory było moim sekretem. Nie słucham właściwie radia. Jak byłem młody, słuchałem trochę muzyki, nadal trochę słucham, ale mnie radio pasjonuje jako produkcja, możliwość opowiadania dźwiękiem. Nigdy nie włączam z samego rana odbiornika po to, aby leciały wiadomości.  Audio jest dla mnie zbyt cenne. Skupiam się na samym medium, na jego wielowarstwowych aspektach rozrywkowych, znaczeniowych, informacyjnych. A tak naprawdę do radia trafiłem przypadkiem. W Austrii, z której pochodzę, nadal istnieje obowiązkowa służba wojskowa. Aby jej uniknąć, można odbyć służbę cywilną i do takiej służby się zgłosiłem. Miałem ogromne szczęście, które przypada tylko niewielkiej liczbie osób, znalazłem się wśród tych, którzy w ramach służby cywilnej służbę dostali zadanie upamiętniania historii ofiar holokaustu. Znalazłem się w Nowym Jorku w instytucie Leo Beack’a, który zajmuje się utrwalaniem historii i kultury Żydów niemieckojęzycznych z Europy Centralnej. Moim zadaniem było nagrywanie wywiadów z tymi, którzy przeżyli holokaust i wyjechali do Stanów Zjednoczonych.  Szczególnie duża żydowska społeczność mieszka w okolicach Nowego Jorku, więc chodziłem do nich, słuchałem ich historii i nagrywałem je. Cały czas miałem na uszach słuchawki i zakochałem się w tych głosach. Miałem 27 lat i każdemu z nich ofiarowywałem dwie godziny intensywnej uwagi. To było dla mnie poruszające, tym bardziej, że byłem jedynym słuchaczem, potem te historie trafiały do archiwum, nikt więcej ich nie słuchał. Nie zrobiłem wtedy z nich żadnego użytku. Wszystko trwało czternaście miesięcy. W trakcie tego czasu spotkałem jednak jedną bardzo wyjątkową osobę – córkę zamożnego lekarza z Wiednia, która przeżyła Zagładę. Przyznam od razu, że nigdy nie poznałem swoich dziadków, którzy zmarli bardzo wcześnie i ona jakby ich zastąpiła. Jej historia była dość specyficzna, bo zdecydowała się na pozew przeciwko Republice Austrii o zwrot zagarniętych dóbr. Państwo austriackie zażądało od niej wycofania skargi, grożąc równocześnie zaprzestaniem wypłacania ofiarom Holokaustu ustalonych odszkodowań za utracone mienie. Ta kobieta była pod ogromną presją, ale nie ugięła się do końca żądając przynajmniej przeprosin. Nigdy ich nie otrzymała, a cała sprawa była długotrwała, ogromnie skomplikowana i doskonale obrazowała typowo austriackie  uchylanie się od odpowiedzialności za nazistowską przeszłość i udział w Zagładzie Żydów.  Gdy posłuchałem jej opowieści, jej głosu pomyślałem, że to jest temat. Skontaktowałem się z kolegą, który pracował dla radia, wszystko mu opowiedziałem i zrobiliśmy razem audiodokument. To była moja pierwsza praca radiowa. Opowiem jeszcze jedną anegdotę. W trakcie wywiadu zapomniałem wcisnąć przycisk „record” i ten fakt dotarł do mnie dopiero po zakończeniu rozmowy. Ale ona była tak miła, że powtórzyła wszystko jeszcze raz. Zostaliśmy przyjaciółmi na długie lata. Niestety, niedawno odeszła w wieku dziewięćdziesięciu czterech lat spokojnie, w otoczeniu całej rodziny. W ten sposób trafiłem do radia i już zostałem. Zacząłem pracować dla radia austriackiego (ORF), dla rozgłośni niemieckich. Robiłem to przez piętnaście lat jako współpracownik i dziennikarz niezależny. Dopiero od niedawna jestem zatrudniony jako edytor, czyli wydawca w radiu południowo – zachodnioniemieckim (SWR). Pracuje z autorami nad sposobami opowiedania ich historii.

Czy masz jakiś dźwiękowy podpis, wyłącznie twój dźwięk ?

Podpis dźwiękowy…Lubię, jak w trakcie spotkania ludzie zaczynają zacierać ręce lub wyginają palce. Dzieje się tak w momentach stresujących, gdy wilgotnieją dłonie lub robią się zimne mimo komfortowej temperatury. Jeśli nagram ten moment, nigdy go nie wycinam, zawsze jest w moich audycjach. To jest mój podpis. To zresztą moja podstawowa zasada, aby wycinać jak najmniej naturalnych dźwięków mowy: westchnień, chrząknięć, zająknięć, przerw, szeptów. W nich są ludzkie emocje. Uwielbiam różne akcenty, dialekty, zagraniczne naleciałości, to nadaje charakter wypowiedzi. Najgorszy jest rozmówca przygotowany, który mówi płynnie. Dlatego tak nudne są wywiady z politykami. Oni zawsze wiedzą, co powiedzieć i w kółko powtarzają to samo, jak maszyny wypluwające słowa. Oczywiście nie tylko politycy są takimi automatami, zdążają się i inni rozmówcy, którzy mówią płynnie, gładko i tylko to, co chcą. Wtedy musimy ich wytracić z równowagi jakimś niespodziewanym pytaniem, tylko w ten sposób otrzymamy interesującą odpowiedź.

 

Byleś autorem, jesteś edytorem, masz ogromne doświadczenie i wiele nagród. Co jest dla ciebie najistotniejszym elementem w opowiadaniu historii dźwiękiem?

Może to dziwne, ale moje historie nigdy nie zaczynają się od dźwięku. Są bardzo konceptualne. Czytam dużo, czasami wielokrotnie.  Szczerze to trudno mi powiedzieć, co tak naprawdę przyciąga mnie do danej historii. Wiem natomiast z całą pewnością, co jest dla mnie najgorsze – najgorszy jest zły wybór. Jeśli pomylisz się przy wyborze historii, to coś okropnego, bo przecież zajmujesz się potem nią przez dłuższy czas. Można powiedzieć, że z taką historią jesteś w ciąży przez wiele miesięcy, codziennie myślisz o niej i jeśli to zła historia, twoje życie zamienia się w koszmar. Dlatego zalecam ostrożność przy wyborze. Zawsze staram się, aby historia była poruszająca dla mnie to wtedy poruszy i innych. Pracując nad nią nie chce tylko informować o przebiegu zdarzeń, chcę wywołać u słuchających empatię, zrozumienie, emocje… Chcę, aby każdy kto słucha, zanurzył się w tej opowieści po uszy, wszedł w buty moich bohaterów. Audio świetnie się do tego nadaje, tworzy nastrój intymności, głosy bohaterów są blisko nas, ale ich nie widzimy, więc projektujemy własne obrazy, stawiając się na ich miejscu. Muszę też przyznać, że wybierając tematy kieruję się również polityką, tym, co ludzi interesuje teraz, co jest dla nich ważne. Chcę opowiadając podnosić poziom naszej świadomości.

Doskonale ci się to udało w nagrodzonym Prix Europa audiodokumencie „Papa we are in Syria”, który opowiada o islamskiej radykalizacji.

Tak, audycja dostała Prix Europa, wygrała też niemiecki festiwal dokumentalny i to bardzo na korzyść zmieniło podejście do moich prac. Audiodokument opowiada historię ojca, który wyrusza na poszukiwanie swoich dwóch synów, którzy dołączyli do dżihadystów i walczą po ich stronie w syryjskiej wojnie domowej. Ojciec stara się sprowadzić ich do domu i wierzy, że tak naprawdę są niewinnymi ofiarami. To mu daje masę energii, która sprawia, że bez wytchnienia walczy o powrót dzieci nie przyjmując do wiadomości nawet tego, że synowie zginęli. Całość zbudowana jest na dwóch elementach dźwiękowych – mojej rozmowie z ojcem i wiadomościach z WhatsApp, które wymieniał z synami. Taki mieli sposób komunikacji, nie dzwonili do siebie, tylko wymieniali się wiadomościami audio. To był jeden z pierwszych audiodokumentów, który wykorzystywał nagrania z telefonu jako tworzywo konstrukcyjne opowieści. To bardzo mocna strona tej historii, bo dzięki autentycznym nagraniom tych telefonicznych konwersacji mogłem zbudować sceny. Oprócz tych dwu elementów jest jeszcze trochę narracji i kompozycja muzyczna zbudowana z dźwięków technicznych, przefiltrowanych nagrań terenowych, dronów. Wszystko jest jednak bardzo oszczędne, zmienione, odrealnione.  Chciałem oddać  atmosferę dystansu i technologii, która zastąpiła bezpośredni kontakt. Trzeba bowiem wyobrazić sobie ojca siedzącego w swoim ogromnym, luksusowym biurze w Kassel, który desperacko próbuje porozumieć się z synami będącymi gdzieś daleko, w Aleppo lub Rakkce. Wysyła im dziesiątki wiadomości głosowych, a oni w tym czasie walczą po stronie islamistów. Gdzieś w oddali słychać echa wystrzałów, bomb… Między nimi też toczy się walka, czy powinni wrócić, czy to raczej on powinien do nich pojechać. Ten konflikt niesie całą opowieść. Konflikt bez dobrego rozwiązania, choć jest oczywiście w tej historii punkt kulminacyjny. Słuchacz orientuje się, że nie jest to opowieść o politycznej islamskiej radykalizacji, lecz o rozpadzie rodziny i jej problemach. Ten rozpad dzieje się w naszych uszach dzięki wymianie głosowych wiadomości na WhatsApp.

 

Dzięki tym wiadomościom wydaje się, że jest to jedna z najbardziej prawdziwych, bezpośrednich radiowych opowieści.

Prawda… Nigdy nie używam tego słowa. Nawet się go boję. Przypuszczam, że wynika to z mojego postmodernistycznego wychowania. Jestem przekonany, że prawd jest wiele, a ja jako producent radiowy jestem częścią przemysłu, który je produkuje. Wszystko oczywiście opiera się na faktach, ale to, co robimy, nie jest prawdą. Jesteśmy od niej bardzo daleko. W tym, co robimy, staramy się do niej zbliżyć, ale jesteśmy tylko ludźmi i nam się nie udaje. Opowiadając historię budujemy własną subiektywną rzeczywistość. I to jedyne, co możemy zrobić.

Być może budujemy prawdę opowieści, prawdę świata przedstawionego, która nie ma nic wspólnego z prawdą rzeczywistości, choć dużo o tej rzeczywistości mówi.

Absolutnie coś w tym jest, konstruujemy prawdziwe historie po to, aby nie dostrzegać prawdy. Ludzie opierają swoje życie nie na faktach lecz na historiach o nich. Trzeba ciągle pamiętać, że każdy wybór, każde cięcie montażowe odzwierciedla nas samych i naszą chęć poszukiwania i opowiedzenia danej historii. Nie możemy o tym nigdy zapominać. Czasem zadaję sobie pytanie, czy my przypadkiem nie estetyzujemy świata po to tylko, aby był bardziej akceptowalny niż jest w rzeczywistości. Przecież świat jest taki nielogiczny. Jest w nim masę przemocy, dramatów, bezsensownego okrucieństwa, a my z tego robimy opartą na dramaturgii piękną historię. Estetyzujemy prawdziwe dramaty, przykrywamy coś, co ludzie powinni zobaczyć i zrozumieć, czyli ten właśnie chaos. Z drugiej strony jednak musimy estetyzować, używać zabiegów dramaturgicznych, bo inaczej nikt nas nie będzie chciał słuchać. Musimy sprawić, aby opowieść była zrozumiała, dostępna, do słuchania . Musimy szukać głosów i dźwięków, tworzyć sceny, obrazy, opowiadać o perypetiach, podkreślić punkty zwrotne, dążyć ku kulminacji. Jesteśmy opowiadaczami, to bardzo mocne i bardzo odpowiedzialne zadanie. Czasem boję się ogromu tej odpowiedzialności, ale robię to dalej, opowiadam historie, bo nic więcej nie umiem robić.

Jak myślisz, czy my jesteśmy jeszcze niezbędni w tym świecie wielu prawd, gdzie każdy może nagrać i głosić własną?

Myślę, że my nigdy nie byliśmy tak naprawdę niezbędni. Ale życie byłoby gorsze bez opowieści, bez audiodokumentu. Jesteśmy wszyscy kompletnie uzależnieni od strumienia informacji, które płyną non stop w różnej formie, z różnych kanałów. Nigdy wcześniej nie wiedzieliśmy tyle o świecie co teraz. Niepowtarzalnych opowieści jest więc coraz mniej. I niewątpliwie to problem, ale nie poddawajmy się, pracujmy dalej…

Christian Lerch przez piętnaście lat pracował jako autor niezależny dla radia austriackiego (ORF)  i dla rozgłośni radia niemieckiego (RBB, WDR) Podejmował tematy związane z handlem narkotykami, rasizmem i terroryzmem. W 2017 roku jego audiodokument „Papa we are in Syria” otrzymał nagrodę Prix Europa. Obecnie pracuje jako wydawca i producent podcastów i audiodokumentów w południowo – zachodniej rozgłośni radia niemieckiego (SWR). W swojej pracy lubi eksperymentować i stara się otwierać dziennikarskie narracje dźwiękowe na sztukę dźwięku.

Christian Lerch Paoa we are in Syria

https://www.radioatlas.org/papa-were-in-syria/

This website uses cookies

We inform you that this site uses own, technical and third parties cookies to make sure our web page is user-friendly and to guarantee a high functionality of the webpage. By continuing to browse this website, you declare to accept the use of cookies.