„Nie jestem dokumentalistą, ale kimś, kto bardzo często ucieka się do fikcji”. Rozmowa z Piotrem Pawlakiem [audio]

„Nie mam przed tą fikcją żadnej blokady. Oczywiście poza sytuacjami, które miałyby się skończyć podawaniem nieprawdziwych informacji. W tym wszystkim najważniejsze są dla mnie emocje”

O pracy uchem z Piotrem Pawlakiem – gdańskim artystą, kompozytorem, laureatem „Audionomia Award 2022” rozmawia Magda Świerczyńska-Dolot.

Spotkaliśmy się w jednej z gdańskich kawiarni – nie jest to miejsce bezdźwięczne: słyszymy tu rozmaite szmery, rozmowy, czy ekspres do kawy.

Chciałabym Ciebie zapytać o codzienne dźwięki, wsłuchujesz się w nie ?

Jest to rzecz, która zajmuje dużo miejsca w moim życiu, coraz więcej. Jeśli pracuję z dźwiękiem, miksuję nagrania czy tworzę muzykę, to potem, przyjeżdżając do domu, spędzam czas najchętniej bez żadnego dźwięku dodatkowego, czyli radia czy telewizora. Mogę spędzić cały dzień i tydzień bez żadnego dźwięku zewnętrznego, tylko bazując na dźwiękach, które są w moim otoczeniu i to jest dla mnie wystarczające. Analizuję te dźwięki, słucham ich, w zależności o d tego, czy jest mi to potrzebne, czy nie, wsłuchuję się w nie.

Masz swój ulubiony dźwięk?

Nie wiem, dźwięk człowieka zanurzonego pod wodą jest bardzo fajny, bo kojarzę go z rzeczami związanymi z produkcją muzyki i używaniem equalizera w określony sposób. Wielokrotnie wykonywałem takie rzeczy podczas tworzenia muzyki, a tu nagle zanurzasz się pod wodę i masz ten dźwięk ot tak, naturalnie. To jeden dźwięk z tych, które zawsze na mnie robiły wrażenie. Nie lubię z dźwięku miasta, bo kiedy używa się mikrofonu, chce się coś nagrać, to jest to dźwięk bardzo inwazyjny i zakłócający wszystko, co chciałoby się usłyszeć. Powoduje to, że większość nagrań terenowych jest, krótko mówiąc, do wyrzucenia. Fajnie by było, gdyby udało się ten hałas znacząco ściszyć…

fot. Ilona Jurkiewicz - Biełuszko

W Fundacji Audionomia bardzo często mówimy, że dźwięk tworzy nasze połączenie ze światem. Jak to rozumiesz?

Ostatnio, prowadząc warsztaty dla dzieci, czytałem parę mądrych książek na temat dźwięku. Był tam podany przykład udźwiękowiania filmu „Gwiezdne Wojny”. To przykład tego, jak rzeczywistość dźwiękowa może być sztuczna i kreowana przez człowieka. Było tam powiedziane, że jeżeli bylibyśmy w przestrzeni kosmicznej i ta wojna faktycznie by się tam odbywała, to byśmy nic nie słyszeli. Człowiek wyprodukował jednak coś takiego, co wszyscy uznajemy za kanon filmowy, sposób myślenia o dźwięku i widzimy jak bardzo on jest wypreparowany i sztuczny.

To fantastyczna historia, można tym dźwiękiem zrobić wszystko. Można ludzi doprowadzić do płaczu, wesołości, opowiedzieć historię, można też wszystko zepsuć. Moim zdaniem dźwięk to narzędzie totalne. Potem można je połączyć z obrazem, ale nie trzeba. I to też jest ciekawe. Te dzieci, z którymi mam okazję prowadzić zajęcia, uświadomiły mi ciekawą rzecz, jak bardzo stereotypowo myślę, bo przyszedłem na zajęcia i chciałem im pokazać jakieś rzeczy i połączyć je z obrazem, bo pomyślałem, że dzisiejsze dzieci chcą wszystko łączyć z obrazem. Tymczasem one bardzo szybko poprosiły mnie żebyśmy zrezygnowali z obrazu i skoncentrowali się na samym dźwięku, co było dla mnie zaskakujące. Na pytanie – dlaczego chcą tak a nie inaczej – odpowiedziały, że jakikolwiek obraz przeszkadza im budować ich własne narracje. To była najfantastyczniejsza z fantastycznych odpowiedź i wtedy uznałem, że…mamy po co żyć!

Dzieci potrafią słuchać…

Są fantastycznymi słuchaczami! Ale zauważam też sporą degradację chęci słuchania wraz z wiekiem i przerzucania się na rzeczy związane z obrazem, albo mniejszą ochotę do słuchania takiego uważnego, kreującego własne światy i to jest dosyć smutne. Chciałbym temu poświęcić jakieś swoje aktywności, jeżeli będę miał taką możliwość. Warto o tego młodego słuchacza zadbać.

Tak jak powiedziałeś – im mniejsze dzieci, tym chęć słuchania większa. A my dorośli potrafimy słuchać i rozumieć?

Potrafimy, tylko pytanie, czy chcemy z tego skorzystać. Generalnie ludzie nie chcą słyszeć tego, co siedzi u nich w środku i robią wszystko, żeby tego nie słyszeć. Mamy dostępne naturalne rzeczy, a decydujemy się na założenie pewnego filtra, który zmienia sytuację, czy to jeśli chodzi o obraz, czy o dźwięk. Ale weźmy na przykład coś tak prostego jak zapach. Człowiek sobie go naddaje, zagłuszając to, co ma naturalnego. To jest bardzo ciekawe i wydaje mi się, że warto dostarczać ludziom takich możliwości, ale nie wydaje mi się, żebyśmy cokolwiek zyskali, jeśli takie działania nie będą prowadzone systemowo, albo na globalną skalę. Jesteśmy przecież pod tak olbrzymim wpływem mediów, reklamy, takich środków, które dysponują gigantyczną ilością pieniędzy, na to, żeby mówić nam jak mamy się zachowywać, czego słuchać czego nie, co jest ważne, co jest nieważne. Jeśli tutaj się narracja nie zmieni, to nasz trud dotrze jedynie do wyselekcjonowanej grupy, naszej bańki. Ale w dalszym ciągu będziemy spotykać się z rzeczywistością, choćby na stacji benzynowej. To trochę pesymistyczne, ale z drugiej strony życie przynosi tak szalone rozwiązania, że sam nie wiem. Robimy po prostu swoją robotę i tyle.

for. Kamil Milewski

Tworzysz projekty dźwiękowe, ale jesteś też muzykiem, który współtworzył i grał w wielu formacjach trójmiejskich. Gdybyś miał mi opowiedzieć, jak wygląda Twoja praca uchem. Dla nas – reportażystów dźwiękowych – liczy się człowiek, bohater, spotkanie z nim, jego głos, emocje. A Ty, w jaki sposób tworzysz opowieści? Najpierw jest ucho czy oko?

Często oka nie ma w ogóle. Pomijając epizodyczne rzeczy związane z filmem, to jest to głównie dźwięk. Mam swoją narrację, swoje tzw. flow, nazwałbym je medytacyjnym. Stąd wynika sposób, w jaki opowiadam. U mnie fraza jest dłuższa, potrafię rozciągnąć formę na długie odcinki, nie spieszę się, jeśli nie ma takiej potrzeby. A potem jest to kwestia jakiegoś smaku, który się wytworzył przez lata w mojej pracy i te elementy, które mamy dostępne, w jakiś sposób łączę. Pomaga mi w tym to, że zajmuję się wieloma aktywnościami, nie jestem tylko muzykiem, kompozytorem, gitarzystą i realizatorem dźwięku, ale jestem tymi wszystkimi osobami naraz i wielokrotnie, występując w każdej z tych ról z osobna, widzę to z różnych perspektyw, które pomagają mi łączyć to wszystko w całość. Pamiętam jak na Audionomii 2022 Gabriela Hermer z Berlina mówiła o tym, ze jest teraz edytorką, ale przeszłość ma inną. W jakimś sensie jest we mnie trochę tego edytora zapiętego, nazwijmy to „na sumie” i jak przychodzi co do czego, to ten edytor też pomaga…

Myślę, że warto Twój sposób pracy uchem omówić na dwóch przykładach. Zacznę od najnowszego. Na jednej z gdańskich dzielnic – Przeróbce- zakończył się Festiwal Narracje. Razem z Katarzyną Roj przygotowałeś projekt dźwiękowy „Sączki”. Opowieść jest prosta: Pod miastem ukryte są kilometry kanałów wody czystej i ścieków. Ścieki wypłyną z terenów dzisiejszego śródmieścia i, zamiast do morza, trafią na rozległe łąki, tuż pod świerkowe lasy, między Stogami a Wisłoujściem. Przesączą się przez naturalne filtry. Rozpoczną proces przemiany”. Zająłeś się w tym projekcie warstwą dźwiękową, metaforyczną. Co tutaj usłyszałeś?

No właśnie nie usłyszałem. Byłem na Sączkach, włączyłem mikrofon i mówiąc krótko, nic się nie wydarzyło, jest to oczywiście nieprawda, bo dzieje się tam dużo, ale ta pora roku nie obfituje w dźwięki.

To czego się tam spodziewałeś? Jakich dźwięków? Sączki to taki teren, gdzie kiedyś te wspomniane kanały oddawały czystości i nieczystości naturze…

Pojechałem tam wiedząc, że nie dostanę tego, czego szukam. Podjąłem jednak decyzję, aby tam pojechać, żeby nagrać tamtejsze ambienty, żeby mieć nagrania dokumentalne z miejsca akcji. Po drugie, zawsze jeśli nie dostaję tego, czego chcę, uciekam się do preparacji takich nagrań. I te nagrania preparuję w różny sposób, mogę z nich robić coś, czym nie były, ale dla mnie stają się interesujące, a cały czas bazuję na dokumencie. To są moje prywatne zabiegi. Trzeba było uciec się do jakiegoś oszustwa, zastanowiłem się więc jak uciec od pułapki związanej z tym miejscem. Pomyślałem sobie, że stworzę własną narrację, opowieść o Sączkach poprowadzę trochę inaczej i wyodrębnię trzy elementy: nasze domy, czyli miejsce, w którym produkujemy te nieczystości, drugie miejsce to przepompownia ścieków na Ołowiance i trzecie miejsce czyli Sączki. Zrobiłem więc nagrania w tych trzech miejscach. Oczywiście najbardziej spektakularne nagrania były w przepompowni, która oferują ciekawą sferę dźwiękową. Dodatkowo skorzystałem z geofonu, czyli mikrofonu, który służy do nagrywania wibracji, w momencie, kiedy ten mikrofon przystawia się do wszystkich turbin i klatek przeczesujących nieczystości i ustawia odpowiednią czułość, to ten mikrofon oferuje bardzo ciekawe brzmienia. Potem pozostaje połączenie tego w opowieść. I zaproponowanie ludziom, żeby w to uwierzyli. To jest okłamywanie, ale z dobra intencją…Ja nie jestem dokumentalistą, ale kimś, kto bardzo często ucieka się do fikcji i nie mam przed tym żadnej blokady. Oczywiście poza sytuacjami, które miałyby się skończyć podawaniem nieprawdziwych informacji.

To, co jest charakterystyczne też dla Twojego warsztatu, to fakt, że dostarczasz ludziom rozmaitych emocji. I tutaj mam na myśli Twoją audycję „Las”, która wygrała Konkurs Audionomia Award – warto jeszcze kulisy tego reportażu zdradzić. Pojechałeś na granicę, czy nie?

Nie, bo były tam blokady, ale może jest to wymówka, bo zajmowałem się czymś innym w tym czasie. I ta audycja jest moim sposobem na opowiedzenie tej sytuacji. Sposobem na dotarcie do osób, które tam były, było skorzystanie z zamieszczanych w Internecie urywków rozmów telefonicznych. To były tak dramatyczne rozmowy, wystarczy posłuchać paru sekund w momencie, kiedy jakiś mężczyzna mówi, że prosi o pomoc, bo jego córka zamarza. I to połączenie niesamowitej bliskości tego głosu, bo mówi do słuchawki przy ustach, a jednocześnie jest tak daleko stąd. To jest dramatyzm tej sytuacji. Trudno chyba o lepszy materiał, to było coś, co spowodowało, ze te emocje zostały tam zaklęte. Ładunek emocjonalny zawarty w tych rozmowach jest tak silny, że więcej nie trzeba robić. Oczywiście zrobiłem więcej, wprowadziłem ciężarówki, helikoptery, jest tam dramaturgia. Uznałem, że ta opowieść tego potrzebuje.

Ciekawe jest też to, że ta audycja nie miała na samym początku 27 minut…

Ta audycja była miksowana z tracków na żywo. To jest bardzo ciekawe i dramatyczne, robiłem to trzy albo cztery razy i podczas premierowego wykonania, zajmowało to około czterdziestu minut. Masz ludzi, odbiorców, oni słuchają i różnie się zachowują. Wykonywałem to live na świeżym powietrzu w listopadzie, mi też było bardzo zimno, więc to była taka sytuacja ocierająca się o trudne warunki.

Pociągnijmy ten temat – reakcje ludzi na to, co prezentowałeś na żywo, w jaki sposób słuchają odbiorcy?

To jest coś, dlaczego myślę, żeby robić to regularnie, żeby robić słuchowiska na żywo, nie puszczając gotowego tracku, tylko miksując, w zalności od sytuacji. Słuchowisko byłoby za każdym razem inne, w zależności od publiczności i odbioru, bo publiczność jest różna. Ludzie czasem milczą, są skostniali, zdębiali i dopiero jak się skończy opowieść, to okazuje się, że ich to zmroziło i to się dopiero uwolniło podczas reakcji na dźwięk. Podczas takiej pracy, jak pojawiają się emocje, to mi też łzy zaczynają lecieć. Skoro ja mam takie emocje, to dla innych te emocje będą podobne. To jest sytuacja koncertowa, sytuacja wspólnotowości, rzeczy, które odbywają się tu i teraz.

Gdybym miał zebrać teraz to, czym się zajmuję, to powiedziałbym, że zajmuję się emocjami. Bo jest takie stwierdzenie, ze albo możesz wymyślać rzeczy nowatorskie i też bym chciał to robić, ale czasami nie idzie, nie jestem w stanie wykrzesać z siebie tyle potencjału, który mógłby zmienić bieg historii. Jeżeli nie możesz robić rzeczy genialnych i przełomowych, to zajmij się emocjami. Próbuję jednego i drugiego, ale z emocjami jest mi często łatwiej…

Dziękuję za rozmowę

Magda Świerczyńska-Dolot

fot: Grzegorz Krzysztofik

Piotr Pawlak: gitarzysta i producent związany z trójmiejską sceną muzyczną. Pod koniec lat 80. zaczął grać w zespole Bielizna, Razem z Tymonem Tymańskim i Jackiem Olterem współtworzył zespół Kury i ich legendarny album P.O.L.O.V.I.R.U.S. Współpracował z Mazzollem w formacji Arhythmic Memory. Od 1996 grał w zespole Łoskot. Autor muzyki teatralnej i filmowej. Producent kilkudziesięciu płyt różnych wykonawców między innymi: Ścianka, Kury, Łoskot, Kobiety, Tymon & Transistors, Pink Freud, Oczi Cziorne. Twórca projektów dźwiękowych, prowadzi zajęcia z dziećmi.

This website uses cookies

We inform you that this site uses own, technical and third parties cookies to make sure our web page is user-friendly and to guarantee a high functionality of the webpage. By continuing to browse this website, you declare to accept the use of cookies.