Miedzy prawdą a fikcją – czyli o EBU Audio Storytelling Festival w Rzymie

Łatwość nagrań podcasterskich sprawiła, że jakość i plastyczność dźwięku, jego siła opowiadania, zeszły na drugi plan. Ten trend przedarł się do produkcji radiowych szczególnie w wydaniu serialowym. Zadziałała prosta stara zasada gorszego pieniądza, który wypiera ten lepszy. Autorzy skupiają się więc nie na dźwięku, który znaczy, lecz na słowie, które tłumaczy i to często bez umiaru.

Fot. Eleonora Ferretti

Od kilkudziesięciu lat przed budynkiem rzymskiej siedziby RAI  stoi dynamiczna rzeźba umierającego konia autorstwa Francesco Messiny. Uderzyła mnie ta intensywna i nieco surrealistyczna obecność monumentu tuż przy wejściu do budynku. Wykonany z brązu wierzchowiec stał się rzeczywisty dopiero wtedy, kiedy patrząc na szeroko rozwarte chrapy, wyobraziłam sobie głośne agonalne rżenie zwierzęcia, a potem głuchy odgłos upadającego, wyciągniętego niczym struna ciała. Ten obraz dźwięku zaklętego w brązie jest symbolem włoskiego nadawcy publicznego RAI. Nic więc dziwnego, że właśnie na tle tej rzeźby stanęli do pamiątkowego zdjęcia wszyscy uczestnicy  EBU Audio Storytelling Festival  2024 (ASF). Ale od początku….

W tym roku już po raz pięćdziesiąty, tym razem w  stolicy Włoch, spotkała się ponad setka dźwiekoczułych z trzydziestu pięciu krajów. Trzy dni, od dziewiętnastego do dwudziestego drugiego maja, były wypełnione słuchaniem, dyskusjami, wykładami i warsztatami. Po półwieku tradycji  spotkanie zmieniło nazwę. Do tej pory bowiem mówiliśmy o IFC (skrót od “The International Feature Conference”), czyli o konferencji reportażu, od teraz impreza nazywa się festiwalem sztuki opowiadania w audio. Zmiana nazwy nie jest tylko prostym rebrandingiem polegającym na wymianie opakowania tego samego produktu, lecz odzwierciedla poważne zmiany, które zachodzą we współczesnym audio.

W tym roku po raz pierwszy w festiwalu wzięły udział twórczynie radiowej fikcji. Emma Harding i Alison Hindell (BBC) przygotowały sesję klasyfikującą typy bohaterów, dzięki którym opowieść tworzy spójną całość i wywołuje emocje u słuchających. Autorki zaproponowały sześć różnych profili psychologicznych, wokół których można zabudować historię. Bez względu na to czy w swojej pracy posłużymy się radiową fikcją, czy też audiodokumentem w naszej historii jako bohater zawsze sprawdzi się “przewodnik” lub “bohater własnego życia”. Dobrze jest też snuć opowiadanie wokół losów “wielkiego nieobecnego” lub “niewiarygodnego szczęściarza”. Bohater może być też “świadkiem” lub “ocalonym z pożogi dziejów”. Jasne określenie z jakim typem charakteru mamy do czynienia pomaga w konstruowaniu dramaturgii.  Dzięki niemu możemy na moment zapomnieć o konieczności wymyślania kolejnych punktów zwrotnych, zaskakujących point i epilogów. W radiowej fikcji BBC oddanie bohaterowi pierwszych skrzypiec jest jednym z podstawowych zabiegów artystycznych i nie jest to żadne zaskoczenie… szczególnie dla autorów polskich audiodokumentów. Od lat opieramy swoje opowieści na losach konkretnych osób, którym dzięki użyciu dramaturgii nadajemy uniwersalne znaczenie.

Prawdą i fikcją w pracy radiowca i podcastera zajął się również włoski autor niezależny Jonathan Zenti. Zaczął swoją wypowiedź od informacji o śmierci babci i serii nieszczęśliwych wypadków. Zrobił to tak wiarygodnie, że większość słuchaczy utożsamiła się z historią i uwierzyła, że to wszystko wydarzyło się tuż przed rozpoczęciem festiwalu. Tymczasem babcia zmarła, ale kilka lat temu, samochód się zepsuł w ubiegłym tygodniu, a chore dzieci okazały się być dziećmi siostry… Autor wystąpienia chciał w ten sposób pokazać, jak daleko od prawdy są nasze audiodokumenty i reportaże, w których konstruujemy na nowo zupełnie inną rzeczywistość, wybierając z nagrań to co nam pasuje. Jedyna prawda to fakt, że spotkanie miedzy autorem i bohaterem miało miejsce, choć i to niedługo może przestać być tak oczywiste. Rozwój sztucznej inteligencji jest w stanie bowiem zupełnie oderwać autora od realnego świata. Benjamin Poor (EBU) w pierwszym wykładzie festiwalu przedstawił możliwości narracyjne „Szi”. Otóż wystarczy jej podrzucić kilka podstawowych informacji np. o psie, który kocha swojego pana, uwielbia spacery ale pewnego razu gubi się w lesie – i cały storytelling załatwi za nas algorytm. Lorelei Harris – wielka postać i ikona irlandzkiego dokumentu – zwróciła uwagę, że powszechne stosowanie „Szi” niesie ogromne zagrożenie dla i tak trudnego autorskiego rynku pracy, a także stawia przed nami wyzwania etyczne, których do tej pory nie było. Cóż bowiem stoi na przeszkodzie, aby mając próbkę głosu bohatera, podkręcić historię i dorobić brakujące elementy?

Granica pomiędzy tym, co tradycyjnie nazywamy fikcją czy słuchowiskiem, a tym co uważamy za audiodokument staje się coraz mniej wyraźna. A może zawsze była niewyraźna, tylko nie chcieliśmy tego dostrzec? Świat podzielony na kategorie i sekwencje jest łatwiejszy do ogarnięcia. W zasadzie bowiem, w momencie kiedy zaczynamy stosować dramaturgię i traktować dźwięk jak tworzywo artystyczne, wkraczamy w obszar kreacji, w którym nie ma dźwięku bez fikcji… Któż z nas choć raz w życiu nie przeciągnął w nagraniu ciszy lub nie poprosił swojego bohatera o to, aby w tej ciszy chwile posiedzieć tylko po to, aby móc w trakcie realizacji podkręcić dramaturgię i wkleić tę ciszę tam gdzie zagra, choć w rzeczywistości tam jej nie było. Któż z nas nie dokłada do opowieści ćwierkających ptaków, skrzypiących drzwi, kroków czy szumu miasta tylko po to, aby słowa bohatera stały się bardziej wyraziste niż są.

"Fragments Of Extinction" - prezentacja sonosfery najstarszych lasów świata

Przekraczanie granic, łamanie barier i przesuwanie akcentów wyznacza kierunki działania autorów opowieści post faktycznych. Caroline Gillet (France Inter), autorka nagrodzonego Prix Italia serialu „Inside Kabul”, analizując swoją pracę przyznała się, że płaciła swoim bohaterkom za przesyłanie nagrywanych na telefon relacji. Udzieliła im też jasnych instrukcji, jak i co nagrywać. Dziewczyny robiły to dobrowolnie ale z narażeniem życia, a pieniądze posłużyły na zakup wiz i wydostanie się z Afganistanu. Powstał poruszający serce i emocje zapis fragmentów egzystencji w zagrożeniu, ucieczki i walki o własną godność i wolność. Wszystko, co zostało opowiedziane, wydarzyło się naprawdę, ale czy wydarzyłoby się w ogóle, gdyby nie było tych pieniędzy? Czy autor ma prawo zmieniać życie bohaterów i na tej podstawie tworzyć swoją opowieść?

Na drugim biegunie znajduje się, również analizowana w trakcie festiwalu, historia opowiedziana w norweskim serialu „Shit Town – Trondheim”, który zdobył Prix Europa 2023 . Ole Martin Hafsmo i Kjetil Saugestad (NRK) czekali trzy lata, aż “coś się w końcu wydarzy” i będzie można połączyć w całość słodko-gorzką historię matki Olego, która większość życia spędziła jako osoba bezdomna. Autor bardzo umiejętnie wykorzystał pogodny charakter głównej bohaterki i jej pozytywne nastawienie do życia. Opowieść skrzy się humorem, pojawiają się w niej tak rzadkie ostatnio w audio – sceny. Ale i tu, mimo autentyzmu dźwięku i skromnej narracji, zrodziły się wątpliwości etyczne. Czy taki sposób opowiadania, o w gruncie rzeczy bardzo poważnym problemie bezdomności, nie jest autorską manipulacją, która pod płaszczykiem humoru trywializuje i umniejsza prawdziwą ludzką tragedię?

Gdzie jest więc ten balans między prawdą a fikcją, miedzy rzeczywistością a światem przedstawionym w opowieści, miedzy prawem autora do własnej wizji artystycznej a faktami na których ją buduje? Co sprawia, że zaczynamy słuchać z uwagą i ufać autorowi i jego bohaterom? Te pytania wracały natarczywie także w trakcie przesłuchań pozostałych prac prezentowanych w ramach festiwalowych przesłuchań.

Tą warsztatową część konferencji otworzył litewski audiodokument  „Coming out” autorstwa Ruty Dambravaite i  Ingi Janiulyte-Temporin (LRT). Opowiedzianą po raz pierwszy historię wieloletniego związku dwóch mężczyzn słucha się przede wszystkim dzięki głosowi jednego z nich – Vitaliusa. Jako doświadczony dziennikarz potrafi on pięknie formułować myśli, świadomie używa intonacji, ma bogatą prozodię, dużą autentyczną emocjonalność.  Szybko przekonuje nas do siebie. Wtedy pojawia się głos narratorki, która buduje miedzy nim a nami informacyjną barierę, skupiając się na kontekście historycznym i społecznym. Jej obecność można uzasadnić koniecznością uzupełnienia szerszego tła historii,  ale dramaturgicznie rozsadza to konstrukcje opowieści, burzy jej intymność i autentyzm. Tak bardzo chciałoby się, zamiast głosu narratorki, usłyszeć głos drugiego pana – Albinasa, który z powodu demencji nie jest już tak sprawny intelektualnie, ale nadal odpowiada na pytania swojego partnera i wchodzi z nim w interakcje. Słychać to we wzruszających scenach  na początku i na końcu dokumentu. Szkoda, że nie ma ich w opowieści więcej, tym bardziej,  że Albinas jako chórzysta potrafi nadal pięknie śpiewać.

Polska delegacja na EBU Audio Storytelling Festival

Budowanie narracyjnych barier stało się chyba nowym hobby autorów seriali i audiodokumentów. Skutecznie wyłamała się z tego trendu polska produkcja Aleksandry Sadokierskiej i Alicji Pietruczuk „Wieś…  a jakby jej nie było”(PR Białystok).  Jędrność brzmień, sceny, różnorodność głosów, absolutnie czytelna konwencja groteski i pure nonsensu wywołały salwy śmiechu dokładnie tam, gdzie zaplanowały to autorki. Nie było tego w stanie zmienić ani tłumaczenie na angielski, ani bariera językowa. Niestety pozostałe produkcje dotyczące miedzy innymi tak poruszających tematów jak samotność w pandemii, ucieczka z sekty, oszustwo “na miłość” czy los samotnego nastolatka uchodźcy, nie dotarły chyba do serc i umysłów słuchających w stopniu zadawalającym dla autorów. Jak mawia Gabriela Hermer (RBB) większość z nich była „too wordy”, czyli zagadana przez kilkustopniowe, budujące mury narracje, lub bohaterów, którzy poza mówieniem o sobie nie robili nic więcej.

Dlaczego tak się dzieje? Jest to najprawdopodobniej nieporządany przez nas radiowców ale jednak będący faktem, skutek uboczny zwrotu audytywnego. W założeniu miał on przynieść rozkwit  sztuki radiowej, a wypromował seriale i podcasty. Dzięki telefonom każdy nagrywa w kuchni, w sypialni czy w szafie to, na co ma ochotę i puszcza to w świat, w necie. Nie ważne, jak to coś brzmi, ważne co zostało opowiedziane i ile ma kliknięć.  Ludzie zaś słuchając, robią to nieuważnie, nie skupiają się na brzmieniach, kontekstach i domysłach. Nie chcą pomyśleć, lecz w gęstym szumie informacyjnym, pragną od razu jasno zrozumieć, o co chodzi, o czym to jest i dlaczego mają tego dalej słuchać. Po co więc tracić czas na skrzypiące drzwi lepiej od razu powiedzieć, kto i po co je otwiera.  Łatwość  nagrań podcasterskich sprawiła, że jakość i plastyczność dźwięku, jego niewerbalna siła opowiadania, zeszły na drugi plan. Ten trend przedarł się do produkcji radiowych, szczególnie w wydaniu serialowym. Zadziałała prosta stara zasada gorszego pieniądza, który wypiera ten lepszy. Autorzy skupiają się więc nie na dźwięku, który znaczy, lecz na słowie, które tłumaczy i to często bez umiaru. I jeszcze jedna istotna obserwacja dotycząca wpływu serializacji na opowiadanie dźwiękiem. Format serialu w zasadzie powinien zmuszać autora do dużej dyscypliny dramaturgicznej. Trzeba bowiem budować napięcie nie tylko w poszczególnych odcinkach ale także w całości serialu. W rzeczywistości jednak autorzy idą na łatwiznę. Pojawia się rozprzężenie kompozycyjne, lenistwo intelektualne przy selekcji materiału i tendencja do powtarzalności motywów. Chodzi po prostu o wypełnienie czymś długiego serialowego formatu czasowego. A czym go wypełnić? Najprościej wywiadem, narracją, muzyką… Ta tendencja była bardzo widoczna w trakcie tegorocznego festiwalu.

Czy warto się więc kłaść Rejtanem w poprzek tego nurtu i zawracać kijem Wisłę? Czy może lepiej wsiąść ze wszystkimi na statek? Dyskretnie chwycić za ster i wypłynąć z bezpiecznej przestrzeni studia, kuchni czy sypialni. Podpłynąć bliżej do stromych klifów rzeczywistości, gdzie może jest niebezpiecznie, ale warto posłuchać.  Nigdzie indziej tak głośno nie huczą fale i tak pięknie nie świszcze wiatr. To już jednak temat na osobny artykuł i wykład. Liam O’Brien (RTE) będzie o tym mówił na konferencji Audionomia 2024 w Łodzi. Szykujcie się więc na emocjonujący rejs po oceanie dźwięku od trzeciego do piątego października.

A wracając do rzeźby  konia przed siedzibą RAI…Mam nadzieję, że jego agonia nie jest proroczym symbolem naszej głuchej jak pień i rozgadanej jak przekupka przyszłości.

This website uses cookies

We inform you that this site uses own, technical and third parties cookies to make sure our web page is user-friendly and to guarantee a high functionality of the webpage. By continuing to browse this website, you declare to accept the use of cookies.