Cały czas szukam takiego fenomenu, jak przełożyć dźwięk na tekst pisany. I tak się zastanawiam, bo czasami właśnie, skoro nie doświadczyłaś pewnego czasu w przeszłości, ale na podstawie, tak jak powiedzieliśmy, czy tekstów kultury, czy tekstów literackich jesteś w stanie coś odtworzyć, wysłyszeć gdzieś między wierszami, ale takie mam wrażenie, że czasami bardzo trudno tak naprawdę niektóre dźwięki nazwać, opisać, wydobyć z nich to, co wydaje ci się, że słyszysz, ale chcesz to teraz napisać. Jak to zrobić? Jak ty to robisz? Jak sobie z tym radzisz? Czy w ogóle masz taki problem, czy nie?
To jest to wyzwanie i to jest to, co powoduje, że dyscyplina może być żywotna. Ja osobiście uważam, że należy próbować pisać różnorodnie, po prostu. Jako osoba, która pracuje w redakcji czasopisma o muzyce współczesnej itd., matko, czytać w kółko kronikarskie relacje z festiwali, to jest dla mnie największy problem. Zresztą w ogóle jak porozmawiasz z kimś, kto pracuje w jakiejś redakcji czasopisma, ludzie nie znoszą czytać złych tekstów, ale jeszcze bardziej nie znoszą czytać tekstów nudnych, sztampowych, pisanych na jedno kopyto. Ja zawsze staram się wycisnąć z autorów przy relacjach z festiwali odpowiedź na pytanie: Po co chcesz mi to powiedzieć? Po co ja mam czytać o jakimś festiwalu, na którym nie byłem?
Przecież i tak tego nie usłyszałem, czy powinno mnie to zainteresować dla tego, co się wydarzyło tam, czy z jakichś innych powodów? A w ogóle powiedz mi, czy to co tam się wydarzyło, o czymś świadczy. Zaproponuj mi jakąś interpretację, nie wiem, kulturową, społeczną, instytucjonalną.
I to samo dotyczy, moim zdaniem, języku opisu. I to super wychodzi w źródłach. Pozwolę sobie na przykład z moich źródeł doktoratowych. Tam wychodzi fenomenalnie to, że ci różni ludzie słyszą dźwięki, nawet nie tyle słyszą, zostają skonfrontowani z dźwiękami, których nie potrafią pojąć i budują język do tego. I później się okazuje, że można wywieźć to ich doświadczenie, te ich próby przekazania tego, na przykład można z tego wywieźć dadaizm, poezję eksperymentalną dwudziestolecia. Te wszystkie ursonaty na przykład, albo różne onomatopeiczne, albo jakieś dłuższe ciągi dźwiękowe, rzeczywiście możemy znaleźć w kulturze międzywojnia. I one się wiążą właśnie z tym doświadczeniem huku frontowego, ale też tych różnych technik modernizacji dźwięku. Tak więc za każdym razem wymyślamy język opisu na nowo. Jakby wkładamy naszą wrażliwość i to jest super. Dlatego to nie jest sztampowe, dlatego to może być ciekawe, plastyczne, ale także dlatego, że potrzebujemy tego do różnych rzeczy, bo będziemy inaczej pisać wtedy, kiedy piszemy o dźwiękach, inaczej, kiedy piszemy o muzyce, inaczej, kiedy piszemy o wykonaniu, inaczej, kiedy piszemy o partyturach, inaczej, kiedy piszemy o instalacjach dźwiękowych, inaczej, kiedy piszemy o ambiencie jakiegoś miejsca, inaczej, kiedy piszemy o dźwiękach, sygnałach jakichś elementów, inaczej, kiedy piszemy o zmianie, inaczej, kiedy piszemy o statyczności, inaczej, kiedy piszemy o słuchaniu, inaczej, kiedy piszemy o wyobraźni dźwiękowej itd.
I właśnie między innymi o tylu rzeczach mogłabym z tobą tutaj rozmawiać i byśmy pewnie stali na tym zimnie jeszcze długo i długo, ale myślę, że jeszcze przy jakichś innych tematach wrócimy do tej rozmowy. Na koniec. Historyczny dźwięk dla ciebie, taki odkryty poprzez te twoje poszukiwania w literaturze czy właśnie w tekstach kultury, jaki to by był?
Kiedy tak formułujesz pytanie, to ja od razu myślę o tym, ok, czyli masz na myśli jakiś dźwięk, który był w historii, a teraz go nie ma.
Chyba tak.
Czyli pytasz mnie tak z perspektywy na przykład takiej wystawy Marcina Dymitera, która miała miejsce w Gdańsku, w Muzeum Etnograficznym w Oliwie. Tam przygotował taką całą instalację, tam były dźwięki, które wydobywał z różnych przedmiotów, artefaktów. No ale właśnie, to też jest dźwięk, który wciąż możemy wydobyć.
No właśnie, a ja chyba bardziej pytam o to, wiesz, o dźwięk którego już nie ma.
Jeżeli pytasz mnie o taki dźwięk, to po pierwsze musimy użyć naszej wyobraźni dźwiękowej, bo pytasz mnie o tekst, którego ja już nie słyszałem. Gdybyśmy taki dźwięk mieli zarejestrowany, to on by uciekł twojej definicji. Gdybyśmy złapali na przykład jakieś, wiesz, coś na jakimś nagraniu, to oczywiście można by było spekulować, że tak naprawdę w realu to brzmiało inaczej, ale mielibyśmy taki punkt odniesienia. Więc dla mnie pod tym względem bardziej wyraźne są dźwięki literackich fikcji. Jako osoba, która nie chce tylko zajmować się przeszłością, chociaż ją uwielbiam, ale mnie też bardzo interesują dźwięki sci-fi. No i myślę sobie, że oszukam Twoje pytanie i podam na przykład jakieś dźwięki z filmu, ale to nie może być z filmu, bo też byśmy je słyszeli, czyli nie może to być Blastera z Gwiezdnych Wojen.
Raczej nie.
Ale może być to na przykład literacki dźwięk z Diuny jakiś, prawda? Tego głosu, który kontroluje, jest metaforą, Ten głos, który narzuca władzę dźwiękową bezpośrednio w Dunie. I możemy sobie powiedzieć, że…te filmowe głosy, te próby odwzorowania tego, to ściema, tak naprawdę nie są w stanie tego zrobić, bo one nie działają w ten sposób. W realu pewnie trzeba by było tutaj powiedzieć coś o jakichś instrumentach może, które były kiedyś konstruowane, ale ich nie ma już, albo być może należałoby tutaj coś mówić troszeczkę o brzmieniu w przestrzeniach, które w jakiś sposób inaczej były zbudowane, a już nie ma, bo tam ocieplenie, konserwacja, cokolwiek i tak dalej.
No i mamy przykład tak zwanych waz akustycznych, które były umieszczane w różnych budynkach, w kościołach. Być może były taką formą architektonicznej amplifikacji dźwięku.
To Wetruwiusz o tym już pisał, ale było to także w różnych kościołach, zwłaszcza obrządku wschodniego, ale nie tylko. No i wyobraź sobie, że przed I wojną światową właśnie określenie takich waz, garnków wstawiano w ściany do amplifikacji. To było dominujące w polszczyźnie określenie słowa głośnik. Gdzieś tak od ostatniej dekady XIX wieku do początku lat dwudziestych, kiedy zaczęły wchodzić głośniki w naszym już tradycyjnym rozumieniu, poradiowym, poradiofonicznym de facto rozumieniu tego słowa.
Więc być może na przykład taki dźwięk, którego już nie ma, to dźwięk jakiegoś śpiewu w jakimś kościele, który ma tego typu głośniki gdzieś zamontowane. Tam były podawane przykłady takich miejsc, gdzie tego było bardzo dużo.
To na koniec wróćmy jeszcze do Sopotu, w którym jesteśmy i do Sopotu, z którym jesteś nierozerwalnie związany. Ale mieszkasz na stałe chyba bardziej w Warszawie. Jak Sopot dźwiękowo na Ciebie działa?
Kiedy poszedłem na studia do Warszawy, to miałem taki moment, że się poważnie zastanawiałem, gdzie jestem zakorzeniony bardziej. Mam częściowo rodzinę tutaj, częściowo rodzinę tam. Ale to w Sopocie jestem zameldowany, płacę podatki, dostałem stypendium, głosuję. Jest ten rozkrok. Z jednej strony liczy się woda i oczywiście w Warszawie też jest woda, ale ma inny profil akustyczny, a z drugiej strony lasy i to doświadczenie bliskości jednego i drugiego. To jest coś, co ja jakoś uważam, że mnie definiuje. Bardzo często jak przyjeżdżam do Sopotu, jedną z pierwszych rzeczy, które robię, to jest pójście do lasu. I też jest tak, naprawdę, wiem, że to może część słuchaczy bawić, ale no…lasy poniemieckie mają często inny profil akustyczny niż lasy Kongresówki.
Specyfika nasadzeń, z drugiej strony te wszystkie zasięgi buka i tak dalej. Wszystko to powoduje, że ja się czuję bardziej naturalnie w lasach Pomorza niż w lasach Mazowsza.
Mam wrażenie, że lasy Pomorza są gęstsze. Wszystko wpływa na specyfikę tego profilu akustycznego, że tutaj w tych górkach jest ciszej, jakby jest gęściej i po prostu inaczej te lasy brzmią dla mnie niż właśnie choćby lasy Mazowsza, które też lubię, ale bardziej w domu czuję się tutaj po prostu.