“I nagle Ludka zniknęła. Nie ma”. Recenzja reportażu „Moja Ludka” Kasi Michalak

Moja Ludka” Kasi Michalak to opowieść o pamięci, o tęsknocie, o trudnej historii, która krzyżuje losy nieznajomych dziewczynek i miłości, która czyni je siostrami. Dla urodzonej w 1942 roku we Lwowie Ewy Hubner-Pańczyk najważniejszą postacią dzieciństwa była starsza o cztery lata „siostra” Ludka. Nagle, w 1946 roku, Ludka znika. Kilkuletnia wówczas pani Ewa nie rozumie co stało się z dziewczynką, o której rodzice nie chcą już rozmawiać. Pozostają z nią tęsknota, rozgoryczenie, żal i pretensja do rodziców. Ale nie Ludka, Ludki nie ma.

Głosem wiodącym i główną bohaterką reportażu jest pani Ewa, która opowiada o dzieciństwie i Ludce. Przywołuje wspomnienia wspólnie spędzonego czasu i wszelkie zapamiętane opresje, z których starsza siostra starała się ją ratować – jak moment, gdy pomagała jej się rozebrać z zabrudzonego ubrania czy jak zjadała znienawidzoną kaszę jaglaną, która nieustannie zostawała na talerzu małej Ewy. Wspomina także ciągłą tułaczkę, przenoszenie z miejsca na miejsce powodowane nie chęcią zmiany miejsca zamieszkania, ale przymusem wynikającym z wojny. Głos i sposób wypowiadania się bohaterki jest doskonałym przykładem gestu fonicznego i jego roli w opowieści dźwiękowej. Ów gest, czyli audialny odpowiednik mimiki daje słuchaczowi szansę wyobrażenia sobie twarzy kobiety, której tembr głosu i melodia wypowiadanych słów pozwalają zobaczyć uśmiech, gdy w sposób niezwykle ciepły wybrzmiewają zdania o Ludce. Rozpromienienie głosu, wraz z wyobrażonym uśmiechem kobiety znikają wraz z niezapowiedzianym odejściem Ludki. Słyszalna pretensja wynikająca z niezrozumienia tamtych wydarzeń, lęku o ukochaną siostrę i jej dalsze losy prowadzą słuchacza zarówno przez wydarzenia, jak i ich ładunek emocjonalny.

Opowieść ta konstrukcyjnie oparta jest na dwóch podstawowych płaszczyznach. Z jednej strony przypomina mozaikę, która ułożona jest z niechronologicznie odtwarzanych wspomnień bohaterki. Z drugiej zaś autorka swoim głosem wprowadza wątki porządkujące, niezbędne dla pełnego zrozumienia kontekstu, jak na przykład fakt opiekowania się innymi żydowskimi dziećmi podczas wojny przez najbliższych pani Ewy. Tego rodzaju konstrukcja jest zabiegiem dość prostym, ale jednocześnie bardzo dla tej historii cennym. Życie bohaterki reportażu przypomina film drogi – od nieustannej tułaczki w dzieciństwie, przez późniejszą wędrówkę wspomnień o Ludce, aż do prób jej odnalezienia. Dzięki konstrukcyjnemu uporządkowaniu droga ta nabiera klarowności, osadzona jest w miejscach i czasie.

Audycja została nagrodzona Nagrodą Tygodnika Angora dla Najlepszego Reportażu Audio podczas 33. Festiwalu Mediów Człowiek w Zagrożeniu. Jury w składzie Dariusz Rosiak, Agata Zielińska, Agnieszka Pacho uzasadniając swój werdykt podkreśliło, że „Autorka z wielką wrażliwością ukazała losy głównej bohaterki i jej determinację w poszukiwaniu utraconej „siostry”. […] Dzięki doskonale skonstruowanej opowieści stopniowo odkrywamy prawdę, poznajemy poruszającą historię dotykającą jednostkowego doświadczenia, ale też splątanych losów dwóch narodów – polskiego i żydowskiego. Katarzyna Michalak tak buduje napięcie w swej opowieści, że zaskakuje słuchacza niespodziewanymi zwrotami akcji”. Wskazane przez Jury stopniowe odkrywanie prawdy i zwroty akcji dokładnie wpisują się w drogę i pani Ewy, i opowieści. Porządkująca narrację rola autorki daje szansę wyrazistemu wybrzmieniu zwrotów akcji oraz niespiesznej refleksji nad ich sensem. Warto także podkreślić rolę muzyki, którą Kasia Michalak posłużyła się w reportażu. Melodia komponuje się w warstwie emocjonalnej z głosem i uczuciami pani Ewy, pozwala na oddech i przemyślenie nierzadko trudnych wydarzeń. Jest nienachalna, pełni funkcję swoistego akcentu, który istotne momenty zaznacza, ale ich nie dominuje. Szczególnym dźwiękiem dla tej audycji jest także odgłos dzwoniącego telefonu oraz oczekiwania na połączenie. Dźwięk tak banalny, a jednocześnie tak immanentnie wpisany w życiorysy bohaterek – oczekiwanie na połączenie jest tutaj dociekaniem prawdziwych losów Ludki, wyczekiwaniem spotkania.

Ważną składową reportażu są także języki, które przeplatają się w drugiej lub nawet trzeciej warstwie opowieści. Bohaterka wspomina bałak lwowski, czyli mowę przedwojennego Lwowa, którą przez lata, jako dziecko i nastolatka, się posługiwała. Obecnie, mówiąc po polsku marzy, by także Ludka znała ten język, by gdy pojawi się w jej życiu ponownie „mogła jej wszystko opowiedzieć”. W momencie kluczowym dla kobiety, gdy w końcu, już jako dorosła osoba, dowiaduje się od ojca co stało się z Ludką, impulsem do rozmowy jest zasłyszany na ulicy język hebrajski. Aż wreszcie, gdy dochodzi do spotkania okazuje się, że odnaleziona siostra polskiego nie zna, ale mówi biegle po angielsku, zatem syn pani Ewy tłumaczy pierwsze rozmowy, a zdeterminowana kobieta uczy się angielskiego. Języki te nie są ani tematem audycji, ani jej głównym motywem. Są jednak doskonałym zobrazowaniem chęci nawiązania kontaktu i porozumienia. Bo, jak udowadnia spotkanie „sióstr”, zrozumienie jest możliwe także wtedy, gdy mówimy różnymi językami.

Na swoim autorskim profilu na Facebooku Kasia Michalak pisze: „Ewa odnalazła Ludkę po ponad sześćdziesięciu latach. Dlaczego ta druga – dziecko, ocalone z Zagłady, musi teraz, jako 86-letnia kobieta pakować wszystkie rzeczy i uciekać ze swojego kibucu? Po co opowiadamy historie ku przestrodze, jeśli skala zła w świecie wcale nie maleje? Jaki to ma sens? Może tylko taki, żeby wpłynąć na skalę współczucia? Nie litości, ale współ – czucia, współodczuwania. Angielskie słowo compassion oznacza dosłownie współ-cierpienie. A jeśli tylko tyle możemy, to warto? Warto”. Opowieść „Moja Ludka” udowadnia, że warto. Że trzeba. W świecie, w którym okrutna wojna dzieje się tuż obok, za granicą naszych sąsiadów; w świecie, w którym niewinni Palestyńczycy i Izraelczycy umierają, bo oba kraje dopuszczają się aktów straszliwego terroru, pochylenie się nad losem drugiego człowieka jest naszą powinnością, obowiązkiem. A utwory takie jak „Moja Ludka” mogą uczyć nas, słuchaczy, tej fundamentalnej wrażliwości. Bo gdzieś na świecie, nie jedna pani Ewa ma swoją Ludkę. I nie zawsze ta Ludka powróci.

 

Realizacja reportażu: Piotr Król. Muzyka: Artur Giordano.

This website uses cookies

We inform you that this site uses own, technical and third parties cookies to make sure our web page is user-friendly and to guarantee a high functionality of the webpage. By continuing to browse this website, you declare to accept the use of cookies.