Powiedzieć jednak o tym reportażu, że opowiada o genezie „Ondinaty” to zdecydowanie za mało. „Nasza kołysanka” dociera i porusza przede wszystkim emocje słuchacza i pewnie dlatego nie da o sobie zapomnieć. Historia Leo, jego rodziców, a także artystów zaangażowanych w nagranie płyty, z której dochód przeznaczony jest na badania nad lekiem na CCHS, pokazuje jak nieprzewidywalne, zaskakujące jest życie, ale też jak silny może być człowiek, ile dobrego może zrobić dla innych, jak bardzo może się zmienić pod wpływem pewnych wydarzeń oraz jak wielkie znaczenie ma w życiu człowieka sztuka. Kasia Michalak wybrała formę reportażu dźwiękowego, by opowiedzieć o losach tej jednej konkretnej rodziny. Kompozycja reportażu jest dla mnie absolutnie mistrzowska. I Edwin Brys, i sama reportażystka wielokrotnie mówili, że reportaż dźwiękowy – mimo że nie ma w nim prawdziwych nut – jest utworem muzycznym sam w sobie; elementy dźwiękowe, z których jest zbudowany można porównać do nut na pięciolinii – w prywatnej rozmowie podkreślała Kasia Michalak. „Naszej kołysanki” słucha się właśnie jak kompozycji muzycznej; każda scena, fragment muzyki, narracja reportażystki układają się w precyzyjnie zaplanowane nuty. Ogromnym walorem tego dokumentu, zresztą tak jak i innych prac tej reportażystki, jest świadomość i wyczucie tworzywa, w którym artystka tworzy. Materią audialną pracuje się inaczej niż obrazem, inaczej też buduje się dramaturgię niż choćby w historii zapisanej w zdaniach. Zwróciłam uwagę na trzy elementy budujące „Naszą kołysankę”.
Po pierwsze jej dźwiękowość. W tej opowieści każde piknięcie maszyny, każdy wdech i wydech, każdy dźwięk słyszalny w tle wypowiadanych słów mają znaczenie. Brzmienie słowa, oddechy, efekty akustyczne, melodie – wpływają w nieobojętny sposób na treść, ale i na formę utworu. Warto zwrócić uwagę choćby na fragment (ok. 15 minuty), w którym Sebastian opowiada o muzyce, jaką wydają pracujące maszyny podtrzymujących życie, a następnie rytmiczna praca urządzeń przechodzi w piosenkę „Kołysanka dla Ondyny” w wykonaniu Anny Karwan. Reportażystka umiejętnie komponuje sceny dźwiękowe z muzyką, która przynosi pewne uspokojenie emocjonalne, daje oddech słuchaczowi przed kolejnymi scenami budującymi napięcie fabularne.
Po drugie, scena początku i scena końcowa reportażu. Audycja rozpoczyna się sceną dźwiękową, intrygującą słuchacza, zachęcającą do zostania przy głośniku dłużej. Te pierwsze dwie, trzy minuty, są niezwykle ważne. Słychać dziwny, dość charakterystyczny dźwięk pracującej maszyny, w pewnym momencie narastający oddech dziecka. Na tym tle dźwiękowym – na pierwszym planie – mówi artysta, Sebastian Wypych, o tym, gdy spotkali się z rodzicami Lea po raz pierwszy i o dźwiękach, które u nich w domu usłyszał. Nie były to dźwięki przypadkowe. Respirator, jak się okazało, towarzyszył też przez wiele lat tacie artysty. A jak kończy się reportaż? Urwaniem, umilknięciem maszyny, ale oddech zostaje. Jest bardzo wyraźny. Nie uzależniony od urządzeń. To swoista nadzieja, że zakończenie będzie dobre, że lek na klątwę Ondyny zostanie w końcu wynaleziony, a „Ondinata. Pieśni dla Ondyny” będą miały też w tym swój udział.