Gdy sen zagraża życiu…

„Oddychasz? (…) Wyobraź sobie teraz, że twoje ciało zapomina o oddechu, a umysł nie ma na to wpływu” – tak w eseju o micie Ondyny pisze Joanna Bator. Kim w przeszłości była Ondyna? Dlaczego dziś każe o sobie pamiętać?
Jest w jakimś sensie jedną z bohaterek reportażu Kasi Michalak „Nasza kołysanka”, nagrodzonego 2. nagrodą na 25. Festiwalu Sztuki Radiowej Prix Marulić.

Fot. Bartosz Fatek

Ondyna to piękna nimfa wodna, o cechach boskich, która zakochała się w zwykłym śmiertelniku. Straciła swoje boskie przymioty, ale zyskała duszę i głęboką miłość. Była szczęśliwa, niestety tylko przez moment, bo ukochany Ondyny zapomniał o uczuciu, zdradził ją, jego miłość przeminęła wraz z utratą boskich cech rusałki. Zraniona i skrzywdzona kobieta rzuciła klątwę na śmiertelnika. Będzie żył tylko za dnia, gdy kontroluje oddech. Gdy zaśnie, zapomni o oddychaniu i umrze. Okrutna zemsta nimfy uosabia się pod postacią bardzo rzadkiej genetycznej choroby zwanej metaforycznie „klątwą Ondyny”… albo medycznie zespołem wrodzonej ośrodkowej hipowentylacji (w skrócie CCHS). Choroba ta, bez urządzeń podtrzymujących życie chorego, doprowadza do śmierci. Chorzy dotknięci klątwą Ondyny oddychają bardzo płytko i nie czują dyskomfortu z powodu braku tlenu we krwi. Ich organizm musi być stymulowany we śnie do oddechu. Respirator, pulsoksymetr i inne specjalistyczne maszyny stoją na straży, by chory nie podążył za urokiem nordyckiej nimfy.

Tylko 1200 osób na świecie jest dotkniętych tą chorobą. To bardzo niewiele. Jej rzadkość po części stoi też na przeszkodzie do dogłębnego poznania przez lekarzy i wynalezienia leku. Na CCHS cierpi też od 11 lat Leo, syn Tomasza Śliwińskiego i Magdy Hueckel, artystów i podróżników, bohaterów wyjątkowego reportażu artystycznego Kasi Michalak „Nasza kołysanka”.

Para jest współzałożycielem fundacji Zdejmij Klątwę. Nagrali nominowany do Oscara film „Nasza klątwa” i krótkometrażowy „Ondyna”. Są autorami niezwykłego projektu muzycznego „Ondinata. Pieśni dla Ondyny”, dwupłytowego wydawnictwa z utworami znakomitych artystów, które powstały z myślą o cierpiących na klątwę Ondyny. Wśród wielu artystów zaproszonych do projektu znaleźli się choćby Ania Karwan, Gaba Kulka, Jerzy Maksymiuk, Kayah, Maria Pomianowska, Sebastian Wypych, Wacław Zimpel. Część utworów powstała specjalnie na potrzeby albumu, część to nowe aranżacje dobrze znanych utworów, a jeszcze inne wywodzą się z tradycji ludowych. Utwory oparte o motyw kołysanki, zaśpiewane niejako dla Ondyny, by ją zachwycić i złagodzić gniew porzuconej kobiety, uzupełnia poruszający esej o micie Ondyny autorstwa Joanny Bator, który przytoczyłam na początku tekstu.

Właśnie ten projekt – Pieśni dla Ondyny – stoi u podstaw reportażu dźwiękowego Kasi Michalak. O samym projekcie przeczytasz tutaj Pieśni dla Ondyny (ondinata.com)

Fot. Magda Hueckel

Reportaż, który dociera najpierw do emocji

Powiedzieć jednak o tym reportażu, że opowiada o genezie „Ondinaty” to zdecydowanie za mało. „Nasza kołysanka” dociera i porusza przede wszystkim emocje słuchacza i pewnie dlatego nie da o sobie zapomnieć. Historia Leo, jego rodziców, a także artystów zaangażowanych w nagranie płyty, z której dochód przeznaczony jest na badania nad lekiem na CCHS, pokazuje jak nieprzewidywalne, zaskakujące jest życie, ale też jak silny może być człowiek, ile dobrego może zrobić dla innych, jak bardzo może się zmienić pod wpływem pewnych wydarzeń oraz jak wielkie znaczenie ma w życiu człowieka sztuka. Kasia Michalak wybrała formę reportażu dźwiękowego, by opowiedzieć o losach tej jednej konkretnej rodziny. Kompozycja reportażu jest dla mnie absolutnie mistrzowska. I Edwin Brys, i sama reportażystka wielokrotnie mówili, że reportaż dźwiękowy – mimo że nie ma w nim prawdziwych nut – jest utworem muzycznym sam w sobie; elementy dźwiękowe, z których jest zbudowany można porównać do nut na pięciolinii – w prywatnej rozmowie podkreślała Kasia Michalak. „Naszej kołysanki” słucha się właśnie jak kompozycji muzycznej; każda scena, fragment muzyki, narracja reportażystki układają się w precyzyjnie zaplanowane nuty. Ogromnym walorem tego dokumentu, zresztą tak jak i innych prac tej reportażystki, jest świadomość i wyczucie tworzywa, w którym artystka tworzy. Materią audialną pracuje się inaczej niż obrazem, inaczej też buduje się dramaturgię niż choćby w historii zapisanej w zdaniach. Zwróciłam uwagę na trzy elementy budujące „Naszą kołysankę”.

Po pierwsze jej dźwiękowość. W tej opowieści każde piknięcie maszyny, każdy wdech i wydech, każdy dźwięk słyszalny w tle wypowiadanych słów mają znaczenie. Brzmienie słowa, oddechy, efekty akustyczne, melodie – wpływają w nieobojętny sposób na treść, ale i na formę utworu. Warto zwrócić uwagę choćby na fragment (ok. 15 minuty), w którym Sebastian opowiada o muzyce, jaką wydają pracujące maszyny podtrzymujących życie, a następnie rytmiczna praca urządzeń przechodzi w piosenkę „Kołysanka dla Ondyny” w wykonaniu Anny Karwan. Reportażystka umiejętnie komponuje sceny dźwiękowe z muzyką, która przynosi pewne uspokojenie emocjonalne, daje oddech słuchaczowi przed kolejnymi scenami budującymi napięcie fabularne.

Po drugie, scena początku i scena końcowa reportażu. Audycja rozpoczyna się sceną dźwiękową, intrygującą słuchacza, zachęcającą do zostania przy głośniku dłużej. Te pierwsze dwie, trzy minuty, są niezwykle ważne. Słychać dziwny, dość charakterystyczny dźwięk pracującej maszyny, w pewnym momencie narastający oddech dziecka. Na tym tle dźwiękowym – na pierwszym planie – mówi artysta, Sebastian Wypych, o tym, gdy spotkali się z rodzicami Lea po raz pierwszy i o dźwiękach, które u nich w domu usłyszał. Nie były to dźwięki przypadkowe. Respirator, jak się okazało, towarzyszył też przez wiele lat tacie artysty. A jak kończy się reportaż? Urwaniem, umilknięciem maszyny, ale oddech zostaje. Jest bardzo wyraźny. Nie uzależniony od urządzeń. To swoista nadzieja, że zakończenie będzie dobre, że lek na klątwę Ondyny zostanie w końcu wynaleziony, a „Ondinata. Pieśni dla Ondyny” będą miały też w tym swój udział.

Fot. Magda Hueckel

Być blisko bohatera

Po trzecie, narracja reportażystki. Jest w tym dokumencie bardzo ważna, bo daje szansę słuchaczowi, by poznał treść mitu o Ondynie czy pewne fakty dotyczące CCHS, o których nie mówi ani Magda, ani Sebastian, a są dość istotne dla całości opowieści. Zawierają detale ważne też dla samego muzycznego projektu i jego misji. Pełni funkcję spoiwa dla opowieści. Potrójna jest rola Kasi Michalak w „Naszej kołysance”. Jest wspomnianą narratorką, głosem z zewnątrz. Przede wszystkim jest jednak autorką – reportażystką, która przygotowała dla słuchaczy tę dźwiękową opowieść w charakterystyczny dla siebie sposób, naznaczony indywidualnym stylem i rytmem opowiadania. Myślę, że w przypadku każdego doświadczonego reportażysty, można mówić o swoistym idiostylu autora. Kasia jest także bohaterem uczestniczącym w reportażu; odzywa się niewiele, ale nie ukrywa swojej obecności. Wielką siłą reportażu jest – co należy zaznaczyć – bardzo bliska relacja, jaką udało się reportażystce nawiązać z Magdą, Sebastianem, chłopcami. Otwarcie bohaterów, ich szczerość, słyszalne w tzw. ultrazbliżeniach, są gwarantem prawdziwych emocji, które udzielają się słuchaczowi.

Zakończę retorycznym pytaniem, czy może być temat bardziej wdzięczny do radia niż muzyka? „Muzyka jest jak powietrze. Tak jak oddychamy powietrzem, tak nasza dusza oddycha sztuką. Muzyka jest powietrzem dla duszy” – mówi w reportażu Sebastian Wypych.

Zapraszamy serdecznie do wybrania się w dźwiękową podróż 29.12.2021 Katarzyna Michalak „Nasza kołysanka” – Polskie Radio Lublin

 

Czekamy na Twoje opinie, komentarze, recenzje dokumentów dźwiękowych. Napisz: joanna@audionomia.pl

This website uses cookies

We inform you that this site uses own, technical and third parties cookies to make sure our web page is user-friendly and to guarantee a high functionality of the webpage. By continuing to browse this website, you declare to accept the use of cookies.