Jak teraz szukasz dźwięków do swojej twórczości?
Czasami z zamysłem. Wiem, że potrzebuję do słuchowiska, które udźwiękawiam takiego a takiego dźwięku, więc muszę go znaleźć. Ale bardzo często jest tak, że ja chodzę i nagrywam, bo po prostu jestem gdzieś w terenie. Czy jak wyjeżdżamy na jakieś nasze wakacyjne wyjazdy, to ja zabieram ze sobą sprzęt i bywa tak, że nagrywam po prostu tylko po to, żeby się wsłuchać lub żeby to po prostu mieć , tak na wszelki wypadek. Potem wszystko leży na dysku skatalogowane. Kiedy pracuję nad czymś, to sobie przypominam: o mam to albo przeszukuję swoje archiwa i wykorzystuję co znalazłem. Mogę to zarówno wykorzystać w przedstawieniu teatralnym, jak i w słuchowisku, czy w ilustracji dźwiękowej jakiejś wystawy. Zdarzyło mi się miksować ekosystemy na Festiwalu Kwiatów i Ziół – Floralia. Grałem z przyczepy stojącej na łące dźwięki innych łąk dla ludzi siedzących na leżakach. Można powiedzieć, że grałem inne łąki dla tej łąki i tych ludzi na niej siedzących.
Taka trochę poszerzona rzeczywistość słuchowa…
Tak, tak, było to też takie remiksowanie rzeczywistości, taki feed back, tak jakbym coś jej oddawał… Właśnie to zbieranie skrawków, tych odpadów – to mnie w dźwięku zawsze fascynowało. To zarówno w nagraniach jak wtedy, kiedy gram na żywo koncerty. Wykorzystuję różne odpady czy przedmioty nietraktowane jako instrumenty: młynki do kawy, młynki do pieprzu, jakieś narzędzia warsztatowe. Zdarzyła się znaleziona na ulicy obudowa od starego CD-ROM. Mam też różne pilniki, narzędzia dentystyczne czy popularny w muzyce eksperymentalnej spieniacz do mleka. Fajnie jest też używać mikrofonów o różnej charakterystyce. Jak gram koncert, to mam, powiedzmy, trzy mikrofony i ten sam przedmiot mogę przystawić do jednego mikrofonu, bądź do drugiego czy trzeciego. To też jest jakąś decyzją…
Twórczą?
Tak, odnośnie tej formy artystycznej, to jest twórcze. Lubię na koncertach też pokazywać te przedmioty. Ważne jest, że to widać, że używam takiego ściskacza do ćwiczenia ręki. Podpinam pod niego mikrofon kontaktowy i on wypełnia całą salę tym swoim dźwiękiem, który staje się przytłaczający, może nawet monstrualny. Albo widać, że nakręcana ryba zabawka tłucze swoim ogonem położonym na metalowej puszce, z czasem traci już swój napęd sprężynowy i coraz wolniej puka tym ogonem… i przestaje. Ale widać to i to staje się metaforą śmierci. Uważam, że to jest rozpoznawalne. Z drugiej strony, kiedy w performance wykorzystam nagranie pieca krematoryjnego, to uważam, że nie muszę o tym mówić i odbiorcy nie muszą wiedzieć, gdzie ja ten dźwięk nagrałem. Wystarczy moja świadomość tego, skąd to pochodzi. To wpływa na to, jak ja się zachowuję podczas tego performance. Powstaje sprzężenie zwrotne, które zbuduje atmosferę ,słuchacze będą czuli tę moja energię.
Poprzez ten dźwięk
Poprzez ten dźwięk i dzięki mnie, który wie, skąd ten dźwięk pochodzi. Tak naprawdę bowiem, to piec z krematorium, który funkcjonuje teraz jako alternatywa dla pochówków w ziemi, nie brzmi inaczej niż inny piec gazowy. To po prostu duży piec gazowy. Na poziomie emocji robi nam to jednak różnicę. To ciekawe, bo są też nagrania Miejsc Zagłady, które robił Michał Turowski czy nagrania cmentarzy żydowskich Macieja Wirmańskiego. Gdyby skupić się na samym dźwięku, to on brzmi jak każde inne miejsce na otwartym terenie. Ale mamy tę informację, skąd on jest i to już jest tym czymś.