Dźwięk buduje relacje - rozmowa z Yasminą Hamlawi

Jesienny Poczdam od kilku lat gości festiwal Prix Europa. Wśród jedenastu kategorii medialnych jedną z najważniejszych jest audiodokument. W tym roku o palmę pierwszeństwa walczyło dwadzieścia osiem prac z osiemnastu krajów.  Wygrała audycja zatytułowana „Pearl” i wyprodukowana w Belgii. Yasminę Hamlawi, jej autorkę udało nam się spotkać w hotelowej restauracji tuż przed lunchem.

Strasznie tu głośno, nie wiem, czy to jest w porządku…

Nie będziemy zmieniać miejsca, ale zawsze możesz skomentować, co słychać w tle…

Jesteśmy w hotelowej restauracji, słuchać rozstawiane talerze, muzykę, głosy obsługi przygotowującej stoły do lunchu… I właśnie zdałam sobie sprawę, że od kiedy zajęłam się radiem, słyszę więcej. Szum i hałas rozkładają się na dźwięki. Nawet czasem, jak nadstawię ucha, słyszę teraz hotelową windę, i to jak szeleszczą moje spodnie, kiedy opieram ręce na kolanach. Tak, słuch stał się moją supermocą, której wcześniej nie używałam… Pierwszy dźwięk w moim życiu… Chyba nie pamiętam go…a raczej na pewno nie. Pamiętam jednak dźwięki, jakie wydawała po urodzeniu moja córka. Nie krzyczała ani nie płakała, jakby coś tam sobie mruczała i śmiała się sama do siebie. To był niski dźwięk. Tak, jakby była szczęśliwa i zadowolona, że już jest na świecie, że żyje…

Czy zwróciłaś na to uwagę, bo wtedy już pracowałaś z dźwiękiem, czy audio przyszło do ciebie później?

Myślę, że dźwięk był dla mnie zawsze ważny, bo byłam krótkowzroczna od wczesnego dzieciństwa. Nosiłam grube okulary już w wieku ośmiu lat. W zasadzie od zawsze żyłam z poczuciem, że nie mogę do końca ufać swoim oczom, więc uszy były bardzo ważne w poznawaniu świata. Nigdy jednak nie myślałam, że słuch może być narzędziem mojej pracy. Studiowałam prawo międzynarodowe i zrobiłam specjalizację z praw człowieka, to mnie pociągało. Potem poszłam w kierunku dziennikarstwa prasowego. W pewnym momencie pisanie bieżących artykułów, które jest obarczone wieloma zasadami, wymaga odpowiedniego słownictwa i struktury narzucającej podejście do tematu, przestało mi wystarczać. Znalazłam się w ślepej uliczce. Stwierdziłam, że opowiadanie przez mnie, moimi słowami, historii innych ludzi nie ma sensu. Nie jest wystarczająco mocne i prawdziwe. W pewnym momencie zaczęłam pytać sama siebie, czy nie lepiej oddać głos tym ludziom? To ich głos powinniśmy usłyszeć a nie czytać to, co napisałam. Chciałam też więcej optymizmu. Spotykałam ludzi, którzy pomimo dramatycznej sytuacji potrafili się śmiać i przezwyciężyć trudne sytuacje. Chciałam pokazać, jacy są piękni. A radio do tego się wspaniale nadaje.

Chodzi więc o emocje…

Tak… Myślę, że prasa i radio dobrze się uzupełniają. Świetnie jest przeczytać, co się dzieje w danym kraju, jakie są problemy, dramaty, wojny, ruchy migracyjne, ale jeśli chcemy poznać i zrozumieć, co przeżywają ludzie, trzeba ich posłuchać i usłyszeć. Tak, chodzi o emocje.

Czy było tak, że z dnia na dzień postanowiłaś spontanicznie nagrywać w trakcie pracy nad jakimś tematem, czy była to raczej narastająca wewnetrzna chęć?

Stało się to w trakcie mojej pracy w Belgii. Pisałam reportaż o uchodźcach, migrantach bez żadnych dokumentów, którzy schronili się w jednym z kościołów. Spędziłam tam z nimi dużo czasu. Ludzie spali na ziemi, na materacach. Stworzyli coś w rodzaju wspólnoty opartej na wzajemnej solidarności. Domagali się od rządu belgijskiego uznania swoich praw. Zdałam sobie sprawę, że mogę pisać w nieskończoność, a i tak nie uda mi się uchwycić tej atmosfery. Spotkałam tam między innymi Marokankę, wdowę, która po śmierci męża zostawiła swoje dzieci w kraju i przyjechała pracować do Belgii. Wtedy właśnie pomyślałam, że tę historię muszę nagrać. I tak zaczął się mój pierwszy reportaż dźwiękowy…

Kiedy spotykasz się z kimś, kogo chcesz nagrać, idziesz na żywioł czy zastanawiasz się jakie sceny chcesz nagrać i gdzie je nagrywać?

Na początku, przy pierwszym reportażu po prostu nagrywałam, jak leci. Byłam w środku i improwizowałam. Potem jednak zdałam sobie sprawę, że wszystko jest kreacją i że podobnie jak w filmie możemy napisać scenariusz, nawet jeśli jest to scenariusz dotyczący realnych wydarzeń. Idziemy przecież na nagranie po coś, w jakimś celu, więc spisanie scenariusza przed nagraniem jest możliwe. Samo nagranie rozmowy i scen, montaż i realizacja to części tego samego, świadomego procesu twórczego. I to właśnie kocham w radiu, kreacyjność. Możemy pójść bardzo daleko w intymność drugiego człowieka, równocześnie tworząc. Pracujemy sami lub z niewielka ekipą, nie jesteśmy więc intruzami.

Spotkałam Fos, kiedy jako dziennikarka pisałam tekst o okaleczeniach narządów płciowych. Spotykałyśmy się kilkakrotnie i miałyśmy dobre relacje. W pewnym momencie opowiedziała mi swoją historię. Byłam w szoku, bo myślałam, że już sporo wiem o tych okaleczeniach, ale sposób, w jaki to opowiedziała, bardzo obrazowo, bardzo intymnie sprawił, że zrozumiałam, iż mogę napisać o tym w gazecie, ale nigdy nie będzie to historia, taka jakby to ona sama opowiedziała. W tym momencie zdecydowałam, że muszę ją nagrać. Spotkałyśmy się w domu i po prostu zaczęła mówić. Chciałam jednak, aby była sobą i zdjęła maskę radosnej, silnej, odważnej  kobiety. W tej historii jest nadal tyle bólu i ran, więc poprosiłam ją, aby zrezygnowała z czasu przeszłego i opowiedziała wszystko tak, jakby działo się teraz. Czyli zamiast mówić „mama zaprowadziła mnie do domu dziadka”, prosiłam, aby zaczęła opowieść od „Idę z mamą do domu dziadka”… To zmieniło wszystkie emocje. Nie była już radosna. Po raz kolejny przeżywała emocje sprzed lat.

Chciałaś, aby zdjęła maskę, stała się prawdziwa…Ten czas teraźniejszy to była twoja intuicja, może czyjaś rada?

To była moja intuicja. Nieustannie się śmiała, kiedy opowiadała mi, jak trafiła do ośrodka dla azylantów jako jeszcze nastolatka. Jak wszyscy lekarze i obsługa tłumaczyli jej, że została okaleczona, a ona nic nie rozumiała. Przedstawiała to jak zabawę, niezły dowcip. Oczywiście ten sposób opowiadania daje siłę osobie mówiącej, uwalnia ją od traumy. Czułam jednak, że ona nie może mówić o swoim gwałcie śmiejąc się. Nie może opisać wycięcia zewnętrznych organów płciowych żartując. Rozumiem, że w codziennym życiu jest to sposób na radzenie sobie z tym dramatem, ale w radiu to nie wybrzmi tak, jak powinno. Ludzie nie wezmą tego na serio, a to musi być wzięte na serio. Pomyślałam więc, że powinnam ją poprosić, aby opowiedziała wszystko w czasie teraźniejszym, bo wtedy wszystko wraca… Poprosiłam ją też o opisanie różnych szczegółów, na przykład sukienki, w którą była ubrana, po to, abyśmy razem z nią znaleźli się w tej sytuacji. Nie chciałam, aby zarówno ja, jak i moi przyszli słuchacze byli tylko zewnętrznymi obserwatorami wydarzeń, ale abyśmy tu i teraz uczestniczyli w zabiegu okaleczania.

To ogromna odpowiedzialność, nie jesteś psychologiem, a jednak decydujesz się na otwarcie rany z przeszłości…

Tak, to ogromna odpowiedzialność, ale muszę powiedzieć, że Fos nigdy nie czuła się niekomfortowo w trakcie spotkania. Kilkakrotnie przerywałyśmy rozmowę i nagranie. Pytałam ją o to, czy nie posuwamy się za daleko, ale ona zawsze odpowiadała: „chce kontynuować”. Po wszystkim powiedziała mi, że to było bardzo głębokie przeżycie, bo od dawna już nie wspominała tego, co się wydarzyło. Czuła się szczęśliwa i wdzięczna za to, że miała możliwość podzielenia się swoją historią. Zrobiła to dla siebie, dla swojej córki i dla wszystkich innych. Zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności, dlatego pytałam ją o zgodę na każdym etapie pracy, a na samym końcu zapytałam ją o to, co myśli o już gotowym audiodokumencie. Realizacja była bowiem bardzo trudna dla mnie. Nie chciałam być natrętem, który burzy jej intymność, kimś w rodzaju podglądacza, ale równocześnie musiałam opowiedzieć historię i wydobyć z niej emocje. Więc po skończonej pracy z duszą na ramieniu wysłałam do niej dźwięk i zapytałam, co o tym myśli. Bałam się, że Fos poprosi o usunięcie fragmentów lub kompletnie zmieni zdanie i zaneguje emisję całości. Ale nie, ona była szczęśliwa i zadowolona, że ta praca powstała. Co więcej, jeśli chodzi o zmianę zdania, to okazało się, że zdecydowała się wystąpić pod własnym imieniem. Na początku bowiem chciała zachować anonimowość. Po wysłuchaniu całości uznała jednak, że chce przyznać się sama do siebie i do tego, co się jej wydarzyło. Bierze za siebie odpowiedzialność. Odetchnęłam z ulgą.

Wrócę jeszcze na moment do samego spotkania. Ty przecież po nagraniu wracasz do siebie, do swojego domu i życia, a ona zostaje z tą rezonującą w niej historią sama.

Było trochę inaczej. W dniu nagrania nie wróciłam do siebie. Poszłyśmy razem na koncert jazzowy. Ten dzień spędziłyśmy razem. Najpierw było nagranie, potem wspólny lunch, potem wyjście. Nie zostawiłam jej samej, to byłoby nie w porządku. Poza tym wiedziałam, że Fos jest po terapii psychologicznej, że ma to poukładane, więc nie wchodzę na zupełnie dziewiczy teren.

A jak nagrywałaś?

Naszą rozmowę i opowieść Fos nagrywałam mikrofonem monofonicznym Sennheiser MD21 po to, aby osiągnąć bliskość głosu, wydobyć jego ciepło i barwę, uchwycić głębię jej człowieczeństwa. Sceny w szpitalu, gdzie był pogłos i pracująca aparatura, były nagrywane przez ekipę inżynierów dźwięku mikrofonami stereo na wysięgnikach. Potem była postprodukcja w studiu. Fos ma fantastyczny, pełen emocji głos o ciemnej barwie, dodatkowo jest urodzoną opowiadaczką historii, chciałam więc, aby wybrzmiała na czysto, bez muzyki. Wiolonczela pojawia się, aby dać słuchaczowi oddech i czas na zrozumienie tego, co usłyszał, przyswojenie tej trudnej historii. Wiolonczela jest jednym z instrumentów najbliższych ludzkiemu głosowi, potrafi nawet płakać. Tutaj ten instrument  jest muzyczną i emocjonalną kontynuacją tego, co mówi Fos. Muzykę specjalnie do reportażu skomponował Manuel Hermia, a zagrała wybitna wiolonczelistka Sigrid Vandenbogaerde.

A jak wpadłaś na to, aby zacząć od happy endu?

To też była intuicja. Kierując się doświadczeniem dziennikarza piszącego powinnam umieścić koniec na końcu i doprowadzić akcję do bieżącego tu i teraz. Ale radio jest inne, pozwala na kreatywność i przestawianie wydarzeń. Można wyjść z utartych schematów i opowiedzieć historię inaczej. Gdybym skończyła happy endem, to byłoby słabe. Wyglądałoby na to, że wszystko jest dobrze. A ja wiem, że nie jest dobrze. Ten obyczaj okaleczenia kobiet nadal jest praktykowany nie tylko w Somalii, ale i społecznościach somalijskich mieszkających poza krajem. Także tu w Europie. Więc nie mogłam skończyć happy endem. Od początku wiedziałam, że poszukam innej linii dramaturgicznej. Dlatego zaczynam od końca, a kończę na początku. Zresztą bardzo lubię alternatywne kino posługujące się często nietypowymi scenariuszami, które zmuszają nas do myślenia. Ale jest jeszcze coś, o czym chciałabym powiedzieć. W tej opowieści jest jeszcze jeden bohater. Istnieje tylko w dyskretnej warstwie dźwiękowej, choć sam w sobie jest bardzo ważny. Prześcieradło, ogromny prostokąt białego płótna, który pojawia się już na początku, gdy Fos, odzyskawszy swoją kobiecość, ścieli łóżko. Słyszymy go też w scenie nocy poślubnej, gdzie jest poniżającym dowodem dziewictwa i konsumpcji związku. Szeleszczące prześcieradło jest również obecne w scenie obrzezania. Słyszymy go w wielu innych momentach i choć jest to dźwięk subtelny, to dużo znaczy.

Praca otrzymała tytuł Najlepszego Dokumentu Radiowego Prix Europa 2022. Jak długo dochodzi się do takiego mistrzostwa dźwięku?

Nie będę oszukiwać i przyznam się od razu, że to mój drugi audiodokument. Nie żyję z radia w sensie finansowym. Nadal pracuje w gazecie, a radio to pasja. Oczywiście szukam opowieści i tematów, ale nie nalegam na rozmówców, czekam aż sami do mnie przyjdą. Nie muszę wyrabiać dziennikarskiej normy, tak, jak to jest, gdy robimy to zarobkowo. Przymierzam się powoli do kolejnego reportażu dźwiękowego, ale bez pośpiechu. Kiedy mówimy o twórczości, o byciu kreatywnym, nie możemy mówić o wydajności tak, jak to jest w przypadku codziennego dziennikarstwa.

Żyjemy z historii innych ludzi, dostajemy za to pieniądze, nagrody. Budujemy na tych historiach swoje życie i kariery. Jak sobie z tym radzisz?

To jest pytanie o etykę zawodową, nie tylko radiowców, ale wszystkich dziennikarzy. Ja staram się być uczciwa wobec siebie i innych. Dla mnie nie jest ważne moje autorstwo audiodokumentu. Ważni są ci ludzie, ich historia i to, czym się z nami dzielą. Czuję, że opowiadając ich historię służę jakiejś sprawie, oddaje głos tym, których nikt nie słucha. Jestem narzędziem, za pomocą którego opowieść wypływa na szerokie wody i świat może się dowiedzieć o czymś ważnym. Nie myślę o zarobku i sławie. Na tym polega prawdziwe dziennikarstwo i radio doskonale spełnia tę rolę.

A myślałaś w tym kontekście o telewizji, ma jeszcze większą siłę przebicia?

Obraz telewizyjny kształtuje umysł bezpośrednio. Dźwięk buduje relacje, buduje wspólnotę, otwiera umysł, a nie kieruje nim. To jest dla mnie ważne.

Yasmina Hamlawi niezależna dziennikara prasowa i radiowa z doktoratem z prawa miedzynarodowego. Od 2005 roku wspołpracuje miedzy innumi z takimi tytułami prasowymi jak “Le Monde Diplomatique”, “Revue d’Etudes Palestiniennes”, “Confluences méditerranées”, “Axelle magazine”, “La Libre Belgique“. Specjalizuje się w tematach związanych z prawami kobiet na Bliskim Wschodzie, w Afryce Płónocnej oraz na Subkontynencie Indyjskim. Jej reportaż dźwiękowy “Pearl“  opowiadajacy o barbarzyńskim okaleczaniu kobiecych narządów płciowych otrzymał tytuł Best Radio Documentary Prix Europa 2022 i Grand Prix URTI 2021.

Pearl – Yasmina Hamlawi audiodokument z videotłumaczeniem na język angielski

https://videos.domainepublic.net/w/dEmKEYiQzqVzVtQ8Rcsss2

This website uses cookies

We inform you that this site uses own, technical and third parties cookies to make sure our web page is user-friendly and to guarantee a high functionality of the webpage. By continuing to browse this website, you declare to accept the use of cookies.