Strasznie tu głośno, nie wiem, czy to jest w porządku…
Nie będziemy zmieniać miejsca, ale zawsze możesz skomentować, co słychać w tle…
Jesteśmy w hotelowej restauracji, słuchać rozstawiane talerze, muzykę, głosy obsługi przygotowującej stoły do lunchu… I właśnie zdałam sobie sprawę, że od kiedy zajęłam się radiem, słyszę więcej. Szum i hałas rozkładają się na dźwięki. Nawet czasem, jak nadstawię ucha, słyszę teraz hotelową windę, i to jak szeleszczą moje spodnie, kiedy opieram ręce na kolanach. Tak, słuch stał się moją supermocą, której wcześniej nie używałam… Pierwszy dźwięk w moim życiu… Chyba nie pamiętam go…a raczej na pewno nie. Pamiętam jednak dźwięki, jakie wydawała po urodzeniu moja córka. Nie krzyczała ani nie płakała, jakby coś tam sobie mruczała i śmiała się sama do siebie. To był niski dźwięk. Tak, jakby była szczęśliwa i zadowolona, że już jest na świecie, że żyje…
Czy zwróciłaś na to uwagę, bo wtedy już pracowałaś z dźwiękiem, czy audio przyszło do ciebie później?
Myślę, że dźwięk był dla mnie zawsze ważny, bo byłam krótkowzroczna od wczesnego dzieciństwa. Nosiłam grube okulary już w wieku ośmiu lat. W zasadzie od zawsze żyłam z poczuciem, że nie mogę do końca ufać swoim oczom, więc uszy były bardzo ważne w poznawaniu świata. Nigdy jednak nie myślałam, że słuch może być narzędziem mojej pracy. Studiowałam prawo międzynarodowe i zrobiłam specjalizację z praw człowieka, to mnie pociągało. Potem poszłam w kierunku dziennikarstwa prasowego. W pewnym momencie pisanie bieżących artykułów, które jest obarczone wieloma zasadami, wymaga odpowiedniego słownictwa i struktury narzucającej podejście do tematu, przestało mi wystarczać. Znalazłam się w ślepej uliczce. Stwierdziłam, że opowiadanie przez mnie, moimi słowami, historii innych ludzi nie ma sensu. Nie jest wystarczająco mocne i prawdziwe. W pewnym momencie zaczęłam pytać sama siebie, czy nie lepiej oddać głos tym ludziom? To ich głos powinniśmy usłyszeć a nie czytać to, co napisałam. Chciałam też więcej optymizmu. Spotykałam ludzi, którzy pomimo dramatycznej sytuacji potrafili się śmiać i przezwyciężyć trudne sytuacje. Chciałam pokazać, jacy są piękni. A radio do tego się wspaniale nadaje.
Chodzi więc o emocje…
Tak… Myślę, że prasa i radio dobrze się uzupełniają. Świetnie jest przeczytać, co się dzieje w danym kraju, jakie są problemy, dramaty, wojny, ruchy migracyjne, ale jeśli chcemy poznać i zrozumieć, co przeżywają ludzie, trzeba ich posłuchać i usłyszeć. Tak, chodzi o emocje.
Czy było tak, że z dnia na dzień postanowiłaś spontanicznie nagrywać w trakcie pracy nad jakimś tematem, czy była to raczej narastająca wewnetrzna chęć?
Stało się to w trakcie mojej pracy w Belgii. Pisałam reportaż o uchodźcach, migrantach bez żadnych dokumentów, którzy schronili się w jednym z kościołów. Spędziłam tam z nimi dużo czasu. Ludzie spali na ziemi, na materacach. Stworzyli coś w rodzaju wspólnoty opartej na wzajemnej solidarności. Domagali się od rządu belgijskiego uznania swoich praw. Zdałam sobie sprawę, że mogę pisać w nieskończoność, a i tak nie uda mi się uchwycić tej atmosfery. Spotkałam tam między innymi Marokankę, wdowę, która po śmierci męża zostawiła swoje dzieci w kraju i przyjechała pracować do Belgii. Wtedy właśnie pomyślałam, że tę historię muszę nagrać. I tak zaczął się mój pierwszy reportaż dźwiękowy…
Kiedy spotykasz się z kimś, kogo chcesz nagrać, idziesz na żywioł czy zastanawiasz się jakie sceny chcesz nagrać i gdzie je nagrywać?
Na początku, przy pierwszym reportażu po prostu nagrywałam, jak leci. Byłam w środku i improwizowałam. Potem jednak zdałam sobie sprawę, że wszystko jest kreacją i że podobnie jak w filmie możemy napisać scenariusz, nawet jeśli jest to scenariusz dotyczący realnych wydarzeń. Idziemy przecież na nagranie po coś, w jakimś celu, więc spisanie scenariusza przed nagraniem jest możliwe. Samo nagranie rozmowy i scen, montaż i realizacja to części tego samego, świadomego procesu twórczego. I to właśnie kocham w radiu, kreacyjność. Możemy pójść bardzo daleko w intymność drugiego człowieka, równocześnie tworząc. Pracujemy sami lub z niewielka ekipą, nie jesteśmy więc intruzami.