Narrację prowadzoną ze studia uzupełniają wypowiedzi polskich reporterów relacjonujących agresję Rosji na Ukrainę – Pawła Reszki i Szymona Opryszka – oraz Ołeny Żeżery-Szaposznikowej, ukraińskiej dziennikarki, która uciekła z Buczy przed wojskami agresora i teraz mieszka w Poznaniu. Żeżera-Szaposznikowa jest tu jedyną osobą związaną z Buczą od urodzenia. Barwa i prozodia jej głosu, a więc i wiele emocji w nich zawartych, giną jednak pod polską wersją czytaną przez narratora. To jego głos dominuje. Przykrywa nawet i te fragmenty, słowa, zdania, które zostałyby wyeksponowane jako oczywiste w klasycznym dokumencie, czerpiącym z audialności dźwięku, a nie tylko z jego tekstowości.
Dźwięk ma w tej produkcji charakter dosłowny do tego stopnia, że kiedy w narracji pojawia się wątek kolei, słyszymy odgłosy żelaznych kół toczących po torach. Kiedy jest mowa o samolotach, słychać silniki odrzutowca, gdy narrator opowiada o mleku, muczy krowa.
Klarowny i celny pomysł dramaturgiczny, oparty na legendzie o Buczy jako o mieście powstałym z buntu przeciwko władzom carskim (w drugiej wersji – buntu robotników żądających zaległego wynagrodzenia) dostaje twarz mieszkańca Buczy, który nie ma nazwiska ani imienia – jest tylko głosem. Nagranie z początku wojny, kiedy obywatele podkijowskiego miasteczka przepędzili wojsko rosyjskie, pełne uzasadnionej wściekłości i furii, stało się wiralem. Podawali je sobie internauci, trzymający kciuki za zwycięstwo Ukrainy i zbudowani postawą cywilów. Filmik nagrany komórką w Buczy odtwarzały także stacje radiowe i telewizyjne. To najmocniejszy element pierwszego odcinka, a zarazem jedyne nagranie powstałe w Buczy. Reporterskie, mimo że amatorskie i anonimowe.
Autorzy i realizatorzy wykorzystali tylko część narzędzi, jakie oferuje postprodukcja dźwięku, aby zbliżyć słuchaczy do portretowanego miejsca i pozwolić im poczuć Buczę, choćby poprzez uprzestrzennienie gotowych atmosfer, zaczerpniętych z bibliotek dźwięków.
Muzyka nie przeszkadza, buduje nastrój, ma charakter neutralnego tła, podbijającego narrację jedynie w kluczowych momentach. Nie zapisuje się wyraźnie w pamięci. W dużej mierze przypomina ilustracyjne kompozycje tworzone dla potrzeb filmu, rozpisane na kameralny skład z klasyczną orkiestracją. Jedyny charakterystyczny motyw, który pojawia się w ciągu niecałych osiemnastu minut, wybrzmiewa na duduku, tradycyjnym instrumencie ormiańskim.
„Bucza” jest zgrana dość ciasno, z niewielką przestrzenią na własne refleksje. Kolejne słowa wpadają do uszu, nie pozwalając się zatrzymać ani usłyszeć tego, co może znaleźć się między słowami. Trudno wczuć się w drugi plan, w oddech, w prozodię.
Dźwiękowa opowieść o Buczy jest dostępna za paywallem. Jakość nagrania w aplikacji, przynajmniej w okresie próbnym, nie jest bezstratna, co wyraźnie słychać.