Mimo że to ona prowadziła rozmowę, ty jednak jako autorka wybrałaś te fragmenty, które chciałaś.
Starałam się wybrać takie fragmenty, które wydawało mi się i dla niej będą czymś bardzo bliskim. O córce, o matce, o Bonieckim, o Edelmanie, także o Kieślowskim i o śmierci. Takie fragmenty, które mi się wydawały najważniejsze, wybierałam i miałam wrażenie, że zgadzała się z tym wyborem. Tutaj po prostu w jakimś stopniu musiała mi zaufać.
Oprócz Hanny Krall jest tu jeszcze jeden bardzo ważny bohater, cisza…
To taka cisza naturalna. To jest coś, co w tej dużej potoczystości mówienia było przerwą na to, żeby ona sama zastanowiła się nad tym, co jeszcze, co dalej, o czym opowiedzieć.
Cisza zostawia przestrzeń bohaterowi, ale też pozwala odnaleźć się w tej opowieści słuchaczowi.
Powoduje, że możemy się na chwilę zatrzymać i zastanowić nad tym, co zostało powiedziane, nad tym, co z tego wyłapaliśmy, nawet jeżeli nie wszystko rozumiemy.
Cała konstrukcja tego dokumentu o wiele mówiącym tytule „Głośniej” jest oparta na trzech prostych elementach – na głosie jednej osoby, na ciszy i muzyce. Nie obawiałaś się, że to może być mało?
Tego się obawiałam, że może rzeczywiście jest to za ubogie, nie do wytrzymania tylko jeden głos…. Ale tutaj wrócę do tego, co już powiedziałam. Często po prostu myślę egoistycznie o sobie. Czy mnie to wciąga i ciekawi… mnie tak, no więc zdecydowałam się na to.
Są takie dokumenty, tematy, o których można powiedzieć od razu, że są radiowe, wszystko w nich gra. W tym reportażu na pierwszy rzut ucha mogłoby się wydawać, że spisanie waszej rozmowy niewiele zmieniłoby w wymowie całości.
Coś w tym jest, bo nawet sama Hanna Krall mówi w pewnym momencie do mnie: „co tam z tym twoim mikrofonem” – tak jakby trochę nie doceniała radia. Ale to tylko mylący pozór, a diabeł tkwi w szczegółach. Tak można oczywiście spisać wszystko, tylko po co? Są setki spisanych z nią wywiadów, pełne przeciekawych informacji. Ale nie ma w nich jej głosu, jego brzmienia, barwy, tembru. Jej głos to osobowość, to emocje, tego na papierze nie będzie. Nie będzie też na pierze tej intymnej bliskości, kiedy ona porusza się po swoim mieszkaniu, otwiera okno, przestawia sprzęty. Jesteśmy u niej z nią. Jest jeszcze muzyka.
Jest jeszcze to, co nazwałaś dialogowaniem, a ja odbieram to raczej jako genialny w swej prostocie, nieprzypadkowy, ale twój pomysł na opowiedzenie tej historii.
To nie był przypadek, na pewno. To znaczy, jak już miałam na którymś etapie nagrywania sporo tego materiału. Po prostu zauważyłam, że ona zadaje mi pytanie i sama sobie odpowiada, coś do mnie mówi, a tak, jakby nie do mnie, jedno pytanie, które zadaje nie czekając na odpowiedź, rodzi inne… Słuchając tego materiału jeszcze na etapie wyjściowym pomyślałam, że jest to niezwykle atrakcyjne, a jednocześnie bardzo prawdziwe, jeśli chodzi o Hannę Krall. Cieszyłam się z tego też, bo tam bardzo dużo można było wyczytać między słowami, między wierszami, w samym zniecierpliwieniu w głosie albo w ruchu, który się też pojawia, bo chodziła po pokoju i tu, i tam, i do okna, i gdzieś… Ona sama się nam wyłania, jej osoba, jej portret w jakiś inny sposób. I dlatego, jak słyszałam te jej wszystkie pytania, zdziwienie, niedopowiedzenia, pytanie typu czemu się śmiejesz… zobacz, jakie te szklanki brudne, pomyślałam, że to bardzo dużo o niej mówi.
Dialog bez dialogu bardzo dużo mówi o Hannie Krall, ale buduje też metaforę, nagle jesteśmy świadkiem opowieści o losie człowieka.
Tak właśnie, powiedziałam, że ona dialoguje ze sobą, ze mną, z całym światem, z Panem Bogiem również.
To chyba jest najważniejsza i najbardziej milcząca osoba. W puencie pada pytanie, na które nie ma odpowiedzi…
Bo po co… to byłoby już za dużo. To coś, co jest tak faktycznie rzucone w wszechświat, bo reportaż jest formą otwartą, i to pytanie jest całkowicie otwarte, więc stawianie kropki nad „i” jest czymś bez sensu.
Na końcu słyszymy tylko zdanie głównej bohaterki – głośniej, powiedz to głośniej. Nie będziemy tutaj wszystkiego odsłaniać. Może czas na to, aby porozmawiać o planach.
Tak, nie wchodząc w szczegóły teraz pracuje nad tematem żydowskim. Nikt mnie już nie popędza, więc tak sobie nad tym dumam. To będzie raczej słuchowisko dokumentalne.
Czy w obecnym świecie audiodokument, dźwięk, który ma znaczenie, ma jeszcze sens, jest ważny w świecie pełnym hałasu, szumu i migających obrazów?
Superważny, według mnie super. Zwłaszcza w tym świecie, o którym mówisz, że jest w nim bardzo dużo szumu, bardzo dużo fałszu, zmyślenia i takiej sztuczności. Wydaje mi się, że reportaż dla mnie, przynajmniej radiowy, daje mi poczucie czegoś bardzo autentycznego, obcowania z czymś prawdziwym, z czymś, co jest rzeczywiste. A to wszystko dzięki temu, że mamy dźwięki, że mamy słowa, że możemy odpowiednio połączyć to wszystko. Dla mnie jakaś prawda o świecie się z tego wyłania.